I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

piątek, 28 maja 2010

Myślałam, że tak może być. Że mi się wcale nie będzie chciało pisać. Trochę nie mam czasu, to też prawda, chociaż teraz, w tej chwili, przyszło mi do głowy, że można by jednak coś tu umieścić. Czego to człowiek nie zrobi, byle tylko się nie wziąć za naukę. Jak już mam tę świadomość, że egzamin jest pojutrze, a materiału ogrom, albo po prostu jutro koło, i wisi to nade mną, to się biorę do roboty. Ale żeby tak zrobić coś na zapas, i mieć potem luzy... Co to to nie. Przecież przede mną całe dwa dni weekendu, to mnóstwo czasu, niby dlaczego już teraz miałabym coś zrobić, napisać, nauczyć się? Przyszły tydzień to tylko 3 prace pisemne do oddania, 2 kolokwia i jeszcze jedno prawdopodobne zaliczenie. Twoje lenistwo i niezorganizowanie przeraża mnie, Marianno. Zastanów się, czy chcesz brać na swe barki więcej obowiązków.
Tak więc taka notka bez tematu. Od poprzedniej często nachodziły mnie różnorakie kwestie, które mogłabym tutaj opisać, ale jakoś tak nie na tyle, by to zrobić. I trochę się jednak boję uzewnętrznić to, co mi się czasami w głowie urodzi. Ktoś przez przypadek przeczyta, i weźmie do siebie, niesłusznie lub słusznie... Autocenzura, zdecydowanie. Pamiętnik był łatwiejszy.

piątek, 7 maja 2010

prolog

Dwa lata temu zaczęłam pisać pamiętnik. Dokładnie rok przed moją maturą. Miał być zapisem tego przedmaturalnego roku, takim pamiętniczkiem maturzystki, uwiecznieniem tego, co działo się ze mną przez cały tamten rok. Stał się uwiecznieniem czegoś trochę innego, ale dzisiaj nie o tym. O tym pewnie nigdy. W każdym razie, plan był taki, że przez rok oswajam się z pisaniem dla siebie, do pamiętnika, a po maturze założę sobie bloga. Takiego pomaturalnego, już studenckiego, pewien zapis pierwszego roku życia akademickiego. Nie wiem co planowałam na drugi rok studiów, jaką to kolejną wizję uzewnętrzniania czy uwewnętrzniania się. Tak czy siak, plany nie zostały zrealizowane w zamierzonym kształcie. Pamiętnik pisałam, owszem, czasami raz na miesiąc, czasami prawie codziennie, ale nie zakończyłam tego z chwilą nadejścia matur. Tamten intensywny pod wieloma względami czas chyba niezbyt nadawał się do rozpoczęcia kariery blogerki, natomiast w pamiętniku nadal było trochę wolnych kartek, toteż kontynuowałam spisywanie siebie do zeszyciku w kwiatki. Wolne kartki są w pamiętniku do dzisiaj, i wszystko wskazuje na to, że wolne pozostaną, bo od paru miesięcy nic na nich nie zapisałam. A jako że kilka dni temu abiturienci znowu zasiedli do arkuszy, przyszło mi do głowy, że można by jednak spróbować z blogiem. Studiowanie dziennikarstwa do czegoś zobowiązuje! Nie żebym koniecznie chciała być dziennikarką, ale pewne rozpisanie jednak mi się przyda. Zasiadając do obowiązkowych cotygodniowych prac na jedne z zajęć czułam się jak zaschnięte wieczne pióro. Niby trochę atramentu jest, ale gdy przykładamy je do papieru, pisanie idzie z trudem, tusz nie chce lecieć, przerywa, pióro skrzypi, skrobie, i ogólnie jest nieprzyjemnie. By rozwiązać ten kłopot, należy pióro rozkręcić, i naciskając na pojemniczek z atramentem, pozwolić mu w dużej ilości przepłynąć przez stalówkę. Efektem ubocznym tej operacji jest kleks, na co trzeba być przygotowanym, i przezornie mieć pod ręką jakąś niepotrzebną kartkę papieru. Idąc dalej tą metaforą, blog ten będzie pewnie takim kleksem, rozpisaniem się, motywacją do tego, żeby czasami coś napisać i opublikować. Bo sama możliwość, że ktoś tu zajrzy i przeczyta, mobilizuje do tego, by się trochę postarać i popracować nad tzw. warsztatem. A to mi się chyba przyda.