I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

czwartek, 27 czerwca 2013

jeden wymiar Cristiady

Cristiada, reż. Dean Wright

Jestem chrześcijanką, oglądałam "Cristiadę". Iii... zaczynają się dylematy, jak tu do tego filmu podejść. Co napisać, co jeszcze nie zostało w internecie na ten temat umieszczone?
Sama historia, wiara w ewangeliczne wartości, walka o prawo do uczestnictwa w Eucharystii, umieranie z krzykiem "Niech żyje Chrystus Król" - no jasne, że mnie porusza. No jasne, że zmusza też do myślenia - czy ja bym tak potrafiła? Tylko że... To jakoś tak wszystko zostało pokazane jednowymiarowo. Może i trudne chwile, ucisk z zewnątrz, konieczność męczeństwa uświęcają. Jednakowoż i historia naszego kraju, i chociażby moje doświadczenie różnych relacji, rozmów, spotkań pokazują, że sprawa nie jest tak prosta. Nie dla wszystkich wybory są tak oczywiste i jasne.
Sposób opowiedzenia filmu - byłam zdziwiona, że mimo, iż trwał tak długo (prawie 2,5 h!) to nie nudził mnie ani trochę. Z rozmachem, raczej zgrabnie. Mam zastrzeżenia co do zakończenia - czegoś mi w nim zabrakło. A i w całym filmie zabrakło... no tych dylematów. Tych wspominanych już wyżej.
Dodatkowy problem - stroje i uroda aktorów/bohaterów bardzo kojarzyły mi się z argentyńskimi telenowelami. No niestety.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

o radiu roxy

Z reguły wyznaję Trójkę. Trójeczka po prostu sobie leci, włączana rano po przebudzeniu, wyłączana jakoś przed spaniem. Lubię ten trójkowy klimat, równowagę między dobrą muzyką a publicystyką z dodatkiem kulturalnym. Czasami jednak Trójka mi się nudzi, albo denerwuje jakąś konkretną audycją - bo w piątek muzykę wybierają słuchacze, i ciężko się tego słucha (co pokazuje, jak szalenie istotne jest, aby utwory do radia wybierał no, dziennikarz muzyczny, a nie przypadkowi ludzie, bądź co gorsza, jakiś algorytm!), bo Strefa rock'n'rolla wolna od angola jest tak pretensjonalna i okraszona po prostu kiepską muzyka, że wyłączam czem prędzej, bo nie przepadam za Jurkiem Owsiakiem i jego audycją, bo muzyka puszczana przez Marka Niedźwiedzkiego też mnie wkurza. Wtedy przełączam na Radio Roxy.

Radio Roxy puszcza muzykę najbardziej zbliżoną do tej, której ja słucham sama z siebie, do tej z mojego komputera i odtwarzaczy. Chociaż być może trochę za dużo u nich Strachów na lachów i hapysadu, no ale - ja też przecież wciąż mam folder "happysad" na komputerze. To jednak da się przeżyć, miło czasami z sentymentu pośpiewać, że miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty, i że chodzi o to by od siebie nie upaść za daleko jak te dwa łyse kamienie nad rzeką. Ale niestety przeżyć nie jestem w stanie kretyńskiej porannej konferansjerki Tymona Tymańskiego i Piotra Kędzierskiego. OK, robienie z siebie kretyna bywa sympatyczne, ale nie w taki sposób! Gimnazjalne żarty sprowadzajace wszystko do seksu i odchodów nie są w dobrym guście. Albo puszczanie wywiadu od tyłu, że niby to rozmowa z szatanem. No proszę. I absolutnie nie oburza mnie to dlatego, że jestem babą z Kościoła. Nie nie. To jest po prostu obiektywnie poniżej poziomu. Niby to tylko poranny program, 3 godziny kretynienia a potem można radia spokojnie posłuchać? To byłoby zbyt piękne. Niestety, potem w ciągu dnia i innych programów, podjarani tym programem realizatorzy co i rusz puszczają jakieś niby najlepsze teksty z poranka, przypominając tę żenadę. To naprawdę strasznie słabe.
Za to wieczorami - cud miód. Zwłaszcza w audycjach Noviki czy Kasi Nosowskiej i Pawła Kowalczyka. Wiadomo, że ja to Nosowską prawie że wielbię, więc te dwie poniedziałkowe godziny bardzo lubię. Wytwarzają z Pawłem (jej partnerem) podczas audycji taki intymny klimat, trochę jakbyśmy siedzieli u nich w domu na kanapie, podczas jakichś wieczornych pogaduch, do których oni puszczają świetną muzykę z płyt. Urocze! Bez zagłębiania się w jakąś nadmierną prywatność, urocze tak po prostu, mimo iż Kasia momentami wychodzi troszkę na taką zrzędę, ale to i tak jest urocze. I na szczęście nie przerywają tego wyjątkami z Kędzierskiego i Tymańskiego. Kurczę, wydawało mi się zawsze, że Tymon to taki muzyk z klasą, a tu taka żenada. Nie rozumiem.
Próbka. Oglądasz na własną odpowiedzialność!

poniedziałek, 17 czerwca 2013

prestiżowe i nie do zapomnienia

... takie właśnie są filmy Christophera Nolana. "Prestiż" i "Memento" obejrzane dzień po dniu zrobiły na nas (NJMŁ i ja) piorunujące wrażenie.
Piorunujący - dosłownie - był zwłaszcza "Prestiż". W filmie sztuczki z elektrycznością, a za oknem burza, to się wszystko składało w piękną całość. Cudowny Hugh Jackman, którego najbardziej lubię chyba własnie takiego gentelmańskiego w strojach z epoki (no ba, Kate i Leopold!), nieco mniej cudowny Christian Bale, który w zupełnie innej konwencji też mówi jak Batman, to zadziwiające. I w ogóle on chyba trochę sepleni? Intryga i zagadka nie pozwalające się do końca rozwiązać, trzymające w napięciu, ale   tak mistrzowsko poprowadzone, że nie jest to "e, wiedziałam", a jedynie "o ja! a coś tak w pewnym momencie mi się wydawało, no ale gdzieżby!" Przerażające, na ile można dać się oszukać, na ile można dać się wciągnąć swojej pasji, na ile można sobie pozwolić, byle tylko się zemścić, być lepszym. Czy Michael Caine zawsze będzie takim starszawym doradcą? No i zabawne, że mamy tu obie panie z Vicky Cristina Barcelona walczące o tego samego mężczyznę. Tak jakby znów, ale wcześniej. Ciekawa sprawa z tymi allenowskimi aktorkami u Nolana i nolanowskimi aktorkami u Allena...
"Hej, Marianno, ciekawy to jest film, a nie dobór aktorek. Do rzeczy!" zdjęcie stąd.
Trochę zbaczam z tematu, może to dlatego, że oglądałam to już parę tygodni temu. W każdym razie dobry, dobry film, z efektem wow.
I na dodatek ta konfundująca scena na koniec, o której nawet nie pomyślałam, na którą dopiero w rozmowach o filmie zwrócono mi uwagę! Bo to jeden z tych filmów, po których ma się ochotę i potrzebę porozmawiania z kimś, z kim właśnie przeżyliśmy to widowisko. Bo nawet ta pierwsza scena, w której nie wiemy co, jak i dlaczego, potem się tak cudnie wyjaśnia... Nolan znów dał nam sporo tematów do obgadania.
Jeden mankament - bo wszystko takie absolutnie realistyczne (no bo Nolan) mimo iż przecież film o iluzji, a jednak jednak jeden wątek... no niby też naukowy, ale jakoś mi to burzy... nie, nie burzy. Burzy to jak nagle wali się cała ściana, nie? To mi tylko troszeczkę odłamuje różek jednej cegiełki.
Polecam absolutnie wszystkim.

I kolejny film na fali naszej nolanomanii, "Memento". W konstrukcji nieco podobny - oczywiście, jak to u Nolana, kryminałowo, ale z "Prestiżem" łączy go także nielinearność fabuły, zdradzenie końca na początku, co jednak tylko pobudza nasze zainteresowanie, bo bardzo chcemy się dowiedziec, nie do czego doszło, ale JAK do tego doszło? Tego filmu już nie polecam wszystkim, tylko tym, którzy lubią dobre, MOCNE kino. 
Bo kurczę, a co jeśli pewnego dnia ja też na wskutek wypadku czy czegokolwiek nie będę w stanie nic nowego zapamiętać? Przerażające! Powtarzające się sceny, gdy niby rozumiemy coraz więcej, i coraz więcej wiemy, więc możemy je zrozumieć inaczej, zaburzają kompozycję, niby tłumaczą, a jednak robią mętlik. Zaskakują, wyprowadzają z równowagi. Nolan mistrz mieszania w napięciu.
Motywy też podobne do tych "prestiżowych". Znowu ogarnięty zemstą mężczyzna. Ten tu próbuje zabić mordercę swojej żony, utrudnia mu to fakt, iż po wypadku nic nie może zapamiętać na dłużej. Więc sobie wszystko zapisuje i tatuuje, robi zdjęcia. Niestety, okazuje się, że ten system trochę nawala...
Czy będę wyrazicielką zdania damskiej części widowni, która cieszyła się, iż fabuła wymagała tak częstego pokazywania tatuaży bohatera? zdjęcie stąd.
Ojciec: obejrzałem dopiero 15 minut filmu, i już jestem cholernie zmęczony... No, bo odprężające to raczej nie jest. Ale bardzo dobre!

Napisałam kiedyś o "Incepcji", że: "Właśnie po to powinno się robić kino epickie. Pokazywać niesamowite światy i niesamowite historie, które normalnie nie mogłyby się wydarzyć." Do tych dwóch filmów to też wszystko pasuje, mimo nolanwskiego realizmu. Kurczę, no mistrz!
Czekamy na najnowszy film.

Tylko że zawsze brakuje mi w filmach Nolana odrobinki poczucia humoru... Ale - czy wtedy udałoby się zachować ten klimat? Można mieć jedno i drugie?

niedziela, 16 czerwca 2013

Jean Webster w listach


Jean Webster - "Tajemniczy opiekun", "Kochany Wrogu"


"Tajemniczego opiekuna" znam w zasadzie od zawsze, to jedna z tych babskich książek, którymi w dzieciństwie i wczesnych latach nastoletnich zaczytywałam się do granic możliwości. Niedawno dzięki zwierzowi popkulturalnemu dowiedziałam się, że jest kolejna część! I przeczytałam, dwa razy. Trochę będę tutaj spoilerować, wiec jeśli ktoś nie czytał "Kochany wrogu" a chciałby, to ja właśnie ostrzegam, że przez czytanie dalej można sobie uniemożliwić uzyskanie frajdy z obcowania z tą książką.

piątek, 14 czerwca 2013

dobro niekonieczne

Sesja zmierza ku końcowi. Jeszcze jeden egzamin. Będzie dobrze. Można powoli zacząć wracać do ludzi i do internetu.

Zastanawiając się nad samą sobą zauważyłam ostatnio, że od pewnego czasu jestem w dość nietypowej jak dla mnie sytuacji. Nietypowej, i przez to bardzo ciekawej. W nowej sytuacji można się samemu ładnie przeanalizować. I wyciągnąć wnioski.
Mianowicie - na horyzoncie nie ma obecnie żadnego mężczyzny. Ani związku, ani zauroczenia, ani zakochania, ani konkretnych nadziei na związek z kimś konkretnym.
Nie ma, a w zasadzie zawsze coś takiego było! Mniej więcej od kiedy pamiętam, chyba od trzeciej klasy podstawówki, zawsze ktoś taki był, o kim się myślało przed snem, na kogo zwracało się uwagę, kogo uwagę bardzo chciało się zwrócić, przez kogo się uśmiechało niby bez powodu lub płakało - też w sumie często bez powodu.
A obecnie, w zasadzie od niedawna, nie ma nikogo takiego. I na ten stan nie narzekam.
Cieszyło mnie zawsze, że mój nastrój nie zależy od tego, czy 11 facetów w krótkich spodenkach i z zabłoconymi kolanami trafi piłką do bramki lub nie, lub też od tego, czy dla odmiany tym razem jeden facet, ale też w krótkich spodenkach, trafi piłką w siatkę, linię lub pole.
Mój nastrój nie jest też zależny od tego, czy w górnym rogu ekraniku telefonu pojawia się mała koperta, od tego czy on spojrzał, co powiedział, jak się zachował.
Status związku? Wolność! Absolutna wolność od emocjonalnego uzależnienia.
Absolutnie nie chciałabym tu powiedzieć, że bycie w związku jest złe. Bycie w dobrym związku, takim, w którym nie uzależniasz się od drugiej osoby, jest absolutnie dobre. Wiem co mówię.

OK, a teraz spójrzmy na znane nam związki - w ilu z nich nie ma elementu uzależnienia? W niewielu, prawda? Ale jeszcze gorsze niż uzależnienie się w związku jest emocjonalnie uzależnienie od kogoś, kto jest dla ciebie niedostępny. Komu boisz się wyznać miłość, komu nie możesz wyznać miłości, kto odrzucił twoje uczucie, nie jest w stanie go przyjąć. A i tak swój stan emocjonalny uzależniasz od jego zachowania. Strasznie przykra sprawa.

I odnoszę wrażenie, że nam, kobietom, uzależnienie emocjonalne przychodzi dużo szybciej.

Kolega przesłał mi jakiś czas temu link do konferencji o. Adama Szustaka na temat kobiecości. W pewnym momencie tej konferencji ów ojciec odnosi się do wersów z Księgi Rodzaju, tych o wygnaniu z Raju. "Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą" Rdz 3, 16. No i jasne, że można to rozumieć w sposób feministyczny, Bóg-męski szowinista, który ustanawia, że za karę kobiety będą mężczyznom gotować i cerować skarpety. O. Adam proponuje jednak, aby odnieść to do uzależnienia emocjonalnego. "On zaś będzie nad tobą panował emocjonalnie, od niego się uzależnisz". Tak już z nami jest, że łatwo się uzależniamy od zainteresowania mężczyzn. Ale uwolnienie się od tego - to poniekąd jak powrót do Raju! Fantastyczna wiadomość!

Cieszę się, że jestem od tego niewłaściwego uzależnienia wolna. Da się bez faceta żyć. Mam też wrażenie i nadzieję, że jeśli pojawi się na horyzoncie jakiś mężczyzna, to ja, bogatsza o to doświadczenie wolności, do sprawy będę umiała podejść tak, aby się emocjonalnie nie uzależniać.

Bo mężczyźni i związki z nimi to nie "zło konieczne".
To DOBRO! Tylko że - niekonieczne!