I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

niedziela, 16 czerwca 2013

Jean Webster w listach


Jean Webster - "Tajemniczy opiekun", "Kochany Wrogu"


"Tajemniczego opiekuna" znam w zasadzie od zawsze, to jedna z tych babskich książek, którymi w dzieciństwie i wczesnych latach nastoletnich zaczytywałam się do granic możliwości. Niedawno dzięki zwierzowi popkulturalnemu dowiedziałam się, że jest kolejna część! I przeczytałam, dwa razy. Trochę będę tutaj spoilerować, wiec jeśli ktoś nie czytał "Kochany wrogu" a chciałby, to ja właśnie ostrzegam, że przez czytanie dalej można sobie uniemożliwić uzyskanie frajdy z obcowania z tą książką.

I w "Tajemniczym opiekunie" i w "Kochany Wrogu"  mamy powieść epistolograficzną - czyli w listach, no. W pierwszej części listy pisze Agata Abbot, wychowanka domu dziecka, do pewnego filantropa, który sponsoruje jej studia. Dzieli się z nim postępami w nauce, opowiada o swoim życiu towarzyskim, o zetknięciu dziewczynki z ochronki z prawdziwym światem, z dziewczynami z bogatych domów, blichtrem, całą tą wiedzą życiową, której nie dane było jej zaznać, no i o relacjach z facetami też. No bo to jednak powieść dla dziewcząt, watek miłosny musi być! I jest, nawet dość ciekawie poprowadzony, ale jednak przewidywalny. Gdy sięgamy po drugą część, nasuwać nam się może że i tu znów będzie podobnie, i tu być może tytuł sugeruje nam, kto i jak rozwiąże główny wątek... Ja miałam takie podejrzenia. Słuszne podejrzenia. W "Tajemniczym opiekunie" tytuł byłby wytłumaczalny nawet bez tego wątku miłosnego - bo rzeczywiście to opiekun jest tu najważniejszy. Gdyby nie on, to Agata nadal pewnie żyłaby w domu im Johna Griera jako jakaś pomagaczka czy ktoś taki. W drugiej części tytuł zbyt mocno zdradza, kto tu jest najważniejszy. Tym razem listy pisze Sallie, przyjaciółka Agaty, której ta wraz z mężem zleca zarządzanie ochronką. I znów mamy zetkniecie - tym razem to dziewczyna  z bogatej rodziny trafia do domu, w którym ze stu sierot opiekunowie starali się zrobić jak najmniej szkodliwe istoty, jak najmniej środków materialnych i emocjonalnych potrzebujące. Sallie za wszelka cenę stara się zmienić życie tych dzieciaków, walczy z przeciwnościami losu, z przestarzałymi tradycjami i niezbyt chętnym do pomocy personelem, m.in. szkockim doktorem, z którym to nasza bohaterka tak się sprzecza, że zaczyna nazywać go w listach Kochanym Wrogiem... Reszty można się domyśleć. No i tytuł to właśnie stąd, mimo że większość listów Sallie adresuje do Agaty. W pewnej chwili myślałam, że jednak mnie Webster zaskoczy, i że wcale ten wątek miłosny nie zostanie poprowadzony tak, jak się spodziewam, bo przecież Sallie ma narzeczonego, a doktor chorą żonę gdzieś daleko, ale potem wszystkie te przeszkody zostają zniwelowane, i to w dość brutalny sposób. Żona umiera, zrywamy zaręczyny, i już można żyć razem... No ech. To mi się średnio podobało, nie lubię takich prostych rozwiązań, ktoś mi przeszkadza jako autorowi, to go uśmiercamy. I wiele innych rzeczy też mi się nie podobało.... Podejście do dzieci, do ich chorób. Sugestie Sallie, by niedorozwinięte dzieci umieszczać w zamkniętych ośrodkach i nie pozwalać się rozmnażać, to wkrótce świat byłby wolny od takich problemów. Albo wręcz jej życzenie, by chłopiec alkoholik z rodziny alkoholików zatruł się na śmierć, to nie będzie już więcej sprawiał takich problemów... No nie, takie myślenie jest mi zupełnie obce. W "Tajemniczym opiekunie" takich dziwnych obcych mi światopoglądowo wstawek nie było. 
Mimo to, obie książki są urocze. "Tajemniczy opiekun" bardziej mi odpowiada całościowo, ale no, znam na pamięć, a "Kochany Wrogu" ma tą świeżość...  Czytało mi się to tak jak kiedyś, gdy jako dziecko chwytałam za książkę i czytałam tyle ile się dało, bez przerwy, gdzie i kiedy tylko się dało. Nawet czytana drugi raz ma tę świeżość! A jeszcze sobie angielskiego audiobooka odsłucham.
Bo to takie żartobliwe, przyjemne opowiastki! Że aż zamówiłam wszystkie inne książki Jane Webster z biblioteki.

Ten post pisałam próbnie na telefonie. Niestety, nie zauważyłam, że poszczególne akapity zaczynam pisać nagle w połowie tekstu, na dodatek z milionem literówek, ogólnie masakra. Przywoływanie postu do porządku zajęło mi więcej niż pisanie. Mam go już w tym momencie dosyć, i żadnych sił na to, aby zająć się nim stylistycznie. Przepraszam za formę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz