I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

wtorek, 26 lipca 2011

Do robotyyyyyy

A może znasz to uczucie. Wyznaczasz sobie datę, od której BIERZESZ SIĘ DO ROBOTY. Powiedzmy, w odpowiednio dalekim od deadline'u oraz wyznaczanego sobie czasu dochodzisz do wniosku, że będziesz się uczyć do matury od września/świąt/stycznia/studniówki/ferii/świąt2. Przerabiałam to, mimo jednej zdawanej matury, wielokrotnie. I potem też wielokrotnie, przy każdej możliwej okazji. Na przykład, pod koniec czerwca, już w zasadzie po sesji, doszłam do wniosku, że wezmę się do roboty dotyczącej licencjatu i ogólnopokojowych porządków w wydawałoby się odpowiednio odległym terminie określanym jako "po powrocie z wakacji". Przyrzeczenie to trzymałam gdzieś w mglistych, dalekich zakamarkach świadomości. Obecne tylko od czasu do czasu, oddalane od refleksji myślą "jeszcze czas". Lecz teraz nadszedł czas. Ten straszny moment, którego każdy wyznaczający boi się najbardziej. Nagle, jak grom z jasnego nieba powala cię na kolana świadomość, że to już. Od dzisiaj miałeś, miałaś wziąć się do roboty. A tak strasznie ci się nie chce! A tak strasznie mi się nie chce. Najgorszym wyjściem z tej problematycznej sytuacji jest wyznaczenie sobie kolejnego terminu i dalsze trwanie w nieróbstwie. Dobra, nie. Wcale nie "nieróbstwie", odzywa się jakiś tłumaczący głos w mojej głowie. Coś tam w sprawie licencjatu robiłam i robię nadal. I będę robić dalej, i bardziej, gdyż od dzisiaj, od powrotu z wakacji, biorę się do roboty. Bo jak się nie wezmę, to znowu będę miała wrażenie, że jestem okropną łajzą marnującą mnóstwo czasu. A to dość destrukcyjne wrażenie.

niedziela, 24 lipca 2011

Have you seen my brother?

Szukałeś/aś kiedyś swojego najmłodszego brata po zakamarkach (zakaMarkach!) małego nadmorskiego francuskiego miasteczka? Szukałeś, nie znając języka francuskiego, brata nieznającego języka francuskiego? Wysłanego po bagietki, bo Tobie nie chciało się iść? Nie? A ja tak. Przerażające doświadczenie. Na szczęście poszukiwania zakończyły się pomyślnie. Zszedł o jedne schody za daleko, dlatego tak długo nie wracał. Znaleźliśmy go już na dobrej drodze, prowadzącej i do piekarni, i do naszego domu. Poradził sobie, pytając po angielsku napotkanych francuzów, "where is baguette shop?" Zuch chłopak. Najmłodszy, z racji bycia najmłodszym gnębiony przez resztę, teraz przynajmniej wie, jak bardzo go kochamy.

 - Od razu przypomniała mi się książka, jaką dałaś mi do przeczytania.
  - Jaka?
 - Chata. Nie będę więcej czytał książek, jakie mi polecasz.

Mimo to, polecam. Autor: William. P. Young. Chociaż rzeczywiście, nie jest to chyba najlepsza lektura na czas szukania zaginionego małego braciszka.

niedziela, 17 lipca 2011

monakijskie refleksje

W zasadzie to nawet nie umiemy stwierdzić, czy jesteśmy w Monako, czy we Francji. Czy to możliwe, że granice tego państewka rzeczywiście są "płynne"? Ale nie chce mi się tego sprawdzać; trwa rodzinny wakacyjny wyjazd i nie należy się przemęczać. Samo to miejsce, w którym mieszkamy, przypomina inne francusko-włoskie nadmorskie wioseczki, z tym, że gęstość budynków jest tu duuużo większa. Dosłownie, domek na domku. Więc może to jednak Monako? Podobno to raj podatkowy, i pewnie dlatego starają się upchnąć jak najwięcej budynków na tym maleńkim terenie.

poniedziałek, 11 lipca 2011

nie uzewnętrzniać!

Jakoś tak wolę się ostatnio nie uzewnętrzniać przed dużymi grupami ludzi. Tak, "uzewnętrznianie się" to jedno z określeń tych rekolekcji, przynajmniej w mojej grupie [pozdrawiam!]. No ale co innego uzewnętrznić się przed jedną zaufaną osobą, albo nawet trochę mniej zaufaną, ale taką jedną na dany moment, to jeszcze nie jest aż takie problematyczne [pozdrawiam!]. Albo przed wyżej wspomnianą grupką, od tego ona jest, i też jest zaufana, chociaż to już czasami sprawiało mi problemy... Ale tak całkowicie, przed kilkudziesięcioma osobami? Albo przed całym gronem internautów? Nie no, nie sądzę, żeby wchodziły tu całe rzesze wampirów emocjonalnych spragnionych informacji z mojego wnętrza. Jednakowoż, powstrzymuję się od uzewnętrzniania przed masami, bo mnie to jakoś boli, i stąd też rzadziej te posty tutaj, no.

Chociaż gdybym umiała się tak fajnie uzewnętrzniać, jak Joanna Szczepkowska w swoich felietonach... Wybrany przeze mnie temat pracy licencjackiej na razie przynosi mi sporo radości. Bloga w takiej formie felietonów chciałabym pisać, ale chyba niestety nie umiem. Chodził mi też po głowie ostatnimi czasy inny pomysł - aby potraktować to tu miejsce do przechowywania "zabawnych" sytuacji/dialogów z życia. Miał być internetowy pseudo-komiks, ale okazało się że nie umiem rysować ani piórem na kartce, ani myszką w Paincie. Brat, siedzący w Paincie w zasadzie od kiedy pamiętam, odmówił współpracy. Może jeszcze spróbuję kiedyś, później, tak dla siebie. Miło będzie do tego wrócić po paru latach.