Jakoś tak wolę się ostatnio nie uzewnętrzniać przed dużymi grupami ludzi. Tak, "uzewnętrznianie się" to jedno z określeń tych rekolekcji, przynajmniej w mojej grupie [pozdrawiam!]. No ale co innego uzewnętrznić się przed jedną zaufaną osobą, albo nawet trochę mniej zaufaną, ale taką jedną na dany moment, to jeszcze nie jest aż takie problematyczne [pozdrawiam!]. Albo przed wyżej wspomnianą grupką, od tego ona jest, i też jest zaufana, chociaż to już czasami sprawiało mi problemy... Ale tak całkowicie, przed kilkudziesięcioma osobami? Albo przed całym gronem internautów? Nie no, nie sądzę, żeby wchodziły tu całe rzesze wampirów emocjonalnych spragnionych informacji z mojego wnętrza. Jednakowoż, powstrzymuję się od uzewnętrzniania przed masami, bo mnie to jakoś boli, i stąd też rzadziej te posty tutaj, no.
Chociaż gdybym umiała się tak fajnie uzewnętrzniać, jak Joanna Szczepkowska w swoich felietonach... Wybrany przeze mnie temat pracy licencjackiej na razie przynosi mi sporo radości. Bloga w takiej formie felietonów chciałabym pisać, ale chyba niestety nie umiem. Chodził mi też po głowie ostatnimi czasy inny pomysł - aby potraktować to tu miejsce do przechowywania "zabawnych" sytuacji/dialogów z życia. Miał być internetowy pseudo-komiks, ale okazało się że nie umiem rysować ani piórem na kartce, ani myszką w Paincie. Brat, siedzący w Paincie w zasadzie od kiedy pamiętam, odmówił współpracy. Może jeszcze spróbuję kiedyś, później, tak dla siebie. Miło będzie do tego wrócić po paru latach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz