I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

piątek, 10 sierpnia 2012

nietykalny sprzedawca broni - oliver twist...

Troszkę się zebrało. To tak w ramach podsumowania, hm, pierwszego miesiąca wakacji.
webkupiec.pl
Sprzedawca broni to kryminał napisany przez Hugha Lauriego. Tak, aktora znanego przede wszystkim z roli obdarzonego specyficznym poczuciem humoru doktora House'a. W książce również mamy do czynienia ze specyficznym poczuciem humoru. Mniej więcej raz na stronę pojawia się jakiś (w zamyśle) zabawny tekst, cyniczna odzywka lub myśl-skojarzenie głównego bohatera-narratora. Dużo tego. Przy moim poczuciu humoru było to wszystko śmieszne raczej na zasadzie: "aha, tutaj był żarcik, hah", niż "HAHAHAHA", ale i tak uważam to nagromadzenie żarcików za pewną charakterystyczną cechę, wyróżniającą tę książkę. Chociaż nie chciałabym uchodzić za znawcę kryminałów, nie przeczytałam ich zbyt wiele. W Sprzedawcy broni pierwsze rozdziały nie oznaczają początku intrygi, ona trwa już jakiś czas. I to co z początku wydaje się być kwestią jednego zlecenia zabójstwa, okazuje się (uwaga, spoiler) grubą sprawą, w którą zamieszane są i siły rządowe, i różne państwa, i ekolodzy, u mafiosi. Niezbyt odkrywczy schemat, aczkolwiek wciągający, z raczej zaskakującym zakończeniem. Podsumowując, czyta się to fajnie, ale szczena nie opada.
Od paru miesięcy (!) miałam też w kategorii "w trakcie czytania" Olivera Twista Charlesa Dickensa. Wpadłam na pomysł, aby ściągnąć sobie e-booka i czytać na smartphonie. I tak sobie czytywałam po kilka stron od czasu do czasu, ale ciągnęło się to tak długo, że postanowiłam w końcu wypożyczyć tradycyjną książkę, i w ten sposób dokończyć powieść, bo zaczynałam już zapominać, co było na początku. Jaki z tego morał? Jako e-booki czytać powinnam pozycje mniejsze objętościowo.
rogerbourland.com
Lubię Dickensa. Chociaż bardziej tego z Klubu Pickwicka, niż z Olivera Twista, w którym, z racji innego wirtualnego odbiorcy, brak tych dickensowskich smaczków. Ale i tak, ta cała szaro-bura atmosfera XIX-wiecznej Anglii ma dla mnie wiele uroku. Schemat fabularny wydał mi się bardzo podobny do... Sprzedawcy broni, choć to pewnie dlatego, że te dwie lektury zbiegły mi się w czasie. Jest intryga, w którą wchodzimy w trakcie, i choć na początku wydaje się, że to całkiem prosta historyjka, to z biegiem czasu okazuje się, że sprawa jest dużo grubsza. A na końcu rozwiązanie, i Oliver żyje długo i szczęśliwie. No, bo jakżeby inaczej, przecież taki ładny i szlachetny chłopiec nie mógł pochodzić z nizin społecznych, nie? To kurczę przykre, i dyskryminujące te całe niziny, no. Swoją drogą, film Polańskiego, z tą całą uroczą szaro-burością, był dla mnie kilka lat temu tak bardzo sugestywny, że do teraz Oliver i Fagin mają dla mnie twarze młodego Barney'a Clarka i Bena Kingsley'a.
miastokobiet.pl
Musisz obejrzeć "Nietykalnych", they said. Bo taki ładny film. Przy takich poleceniach rodzi się we mnie obawa, że film będzie zbyt uroczy, uroczy do tzw. porzygu. Jednakowoż Olivierowi Nakache i Ericowi Toledano udało się tego uniknąć, choć film rzeczywiście jest ładny. Historia z potencjałem do nakręcenia ckliwego wyciskacza łez - gdyby rzeczywiście była jakaś historia... A odniosłam wrażenie, że fabuły nie było tu zbyt wiele. I to na plus! Trochę jak, dla przykładu, w Potworach i spółce, gdzie najfajniejszy fragment filmu to wstęp, w którym poznajemy normalne życie potworów, do momentu, kiedy pojawia się ta mała dziewczynka, i zaczynają się kłopoty. Dobre aktorstwo, kilka dobrych żartów na granicy dobrego smaku, dla których w wyciskaczu łez raczej nie znaleźlibyśmy miejsca (sceny takie jak eksperyment z oblewaniem sparaliżowanego wrzątkiem, po odkryciu, że ten nic nie czuje; goleniem mu zarostu w charakterystyczny hitlerowski wąsik; czy wspólne udawanie ataku z wyciekiem śliny, aby zmylić policjantów). Fajna przyjaźń między głównymi bohaterami, fajne przeżywanie ciężkiej choroby. Trochę na siłę wciśnięty wątek miłosny - choć jak dowiadujemy się z końcowego wyjaśnienia mówiącego o dalszych losach pierwowzorów bohaterów, rzeczywiście miał on miejsce. Dowiadujemy się tam też, że w true story pielęgniarz wcale nie był czarnoskóry, a w filmie - owszem. I mamy od razu - stereotypowego Murzyna-kryminalistę, i nośny wątek emigrantów, i politycznie poprawne pokazanie, że nawet taki czarnoskóry z przedmieścia może się okazać fajnym gościem. No tak filmowo, wybaczam. Warto obejrzeć, jeśli ktoś lubi takie spokojne, pozytywne kino.

1 komentarz:

  1. Właśnie przeczytałem Sprzedawcę broni i zgadzam się,że czyta się to z przyjemnością. Co do oceny, to u mnie inaczej rozłożyły się akcenty za i przeciw...

    OdpowiedzUsuń