są rzeczy ważne i ważniejsze, w związku z czym blog leżał
ostatnimi czasy odłogiem. czas nadrobić zaległości w kulturalnych opisach. nie
będzie długich dygresyjnych analiz. tak tylko po odrobince, aby pozbyć się
zaległości. trochę wzorem shortów
kulturalnych tattwy (do teraz byłam przekonana, że to są shoty, a nie
shorty! ciekawe. bo to taki shot na raz, no!)
filmowo:
Vinci, Vabank, Vabank 2 - obejrzane po
kilkakroć z okazji pisania pracy na Analizę Filmu dotyczącej Vinci, a trudno
pisać o Vinci bez odniesienia się do Vabanków. Co
tu dużo mówić, Juliusz Machulski daje radę, zwłaszcza w tego typu komedii
kryminalnej.
Avengers - nadal nie wiem co mi się
stało, że zaczęłam tak chętnie oglądać filmy o superbohaterach. Ale one są
naprawdę spoko! Mimo iż nie zachwyca mnie jakoś wybitnie ani Robert Downey Jr.,
ani Tom Hiddleston.
Przypadkowy mąż - Wielkie zdziwienie nr
1: co robi Javier Bardem w takim typowo komedioworomantycznym filmie? Wielkie
zdziwienie nr 2: TO NIE JAVIER BARDEM, tylko gość do niego łudząco podobny! I w
sumie to spostrzeżenie przyćmiło mi całą resztę filmu. Komedioromantyczny, i
jak na taki nawet całkiem przyjemny. O wyższości zarośniętego, lekko
gburowatego, inteligentnego faceta w wyciągniętym podkoszulku i jeansach nad
typowo colinofirthowym nerwowym elegancikiem w garniturku. True story!
Sztuka zrywania - zaskoczenie!
Spodziewałam się po tym wszystkim cukierkowo słodkiego zakończenia. A tu jednak
nie! Ten aspekt zdecydowanie na plus. Reszta bez szału. Bohater jest Polakiem,
co podkreśla się ubierając go stale w koszulki z orzełkiem, a nazywa się Gary
Grobowski. Zmieniłabym jednak na Grabowski, to jakieś takie bardziej znajome.
No i ten Gary. Ilu znacie Polaków noszących to imię wywodzące się, jak podaje
wikipedia, z języków staroangielskiego i germańskiego? Bo ja niewielu. Trochę
wtopa.
Rejs - och, urocze. Absolutnie wpisuje
się w moje poczucie humoru. I tak, widziałam ten film po raz pierwszy. I tak,
obchodzę urodziny tak jak Kaowiec i Stanisław Tym w lipcu. Znaczy w połowie
lipca. Właściwie w drugiej połowie lipca. Właściwie dokładnie 17 lipca.
książkowo:
"Erynie" Marka Krajewskiego –
ależ mnie wciągnęło! Chociaż końcówka nieco traci na wartkości, czytało mi się
to bardzo dobrze. Chyba muszę zacząć sięgać po kryminały. Usunęłabym
niepotrzebną moim zdaniem współczesną klamrę kompozycyjną, i sam tytułowy motyw
Erynii – bogini zemsty też wydał mi się jakiś taki wydumany. Sama historia, bez
tych upiększaczy, też by się broniła, na moje – nawet lepiej. Jednak
największe zastrzeżenia mam do tylnej okładki. Powinna być dopracowana w
najmniejszych szczegółach, prawda? Przecież biorąc książkę w księgarni do ręki,
odwracamy na tyły i sprawdzamy, co tam napisali, czy nas zachęci. A tu klops.
Lwów, maj 1939 roku. W strasznych męczarniach ginie mały chłopiec. Wieść o rytualnym mordzie dokonanym przez Żydów obiega miasto. Wybucha panika. Czyje dziecko będzie następne? Wszyscy liczą na komisarza Edwarda Popielskiego.
Czy to nie brzmi tak, jakby wszyscy życzyli komisarzowi jak
najgorzej, żeby to jego dziecko było następne? A zdecydowanie nie o to chodzi.
Klops. „Wszyscy liczą na to, że komisarz Edward Popielski weźmie sprawę w swoje
ręce i zapobiegnie kolejnym mordom.” Simple as that.
„Patty” i „Patty i Priscilla”
Jean Webster – niestety nie umywają się do wcześniej opisywanych przeze
mnie powieści epistolograficznych “Kochany Wrogu” i “Tajemniczy opiekun”. Płyciutkie,
bez fabuły, wydały mi się wyrwane z całej historii – „Patty i Priscilla”
dotyczy ostatniego roku pobytu dziewcząt w college’u, co czyta się trochę
dziwnie, bo chcielibyśmy razem z bohaterkami poznawać ten świat, a nie wchodzić
do już przez nie zdefiniowanego. To takie przyjemne opowiastki pensjonarskie,
mnie jednak wkurzała główna bohaterka, z
tym jej konfabulowaniem, z tym że jej wszystko uchodziło na sucho, jakoś to
mało wychowawcze. Brak w tych książkach głębi.
Wyjdź do światła! Przesłanie świętego grzesznika, Joachim Badeni
OP, J. Syrek. Niewielkich rozmiarów książeczka, zawierająca wyjątki z
konferencji i kazań ojca Joachima Badeniego. Takich nam kurczę ludzi w Kościele
potrzeba, świętych swoją normalnością, normalnych swoją świętością. Sporo
anegdotek, ciekawych spostrzeżeń. Taki zbiór historyjek do opowiadania w
rozmowach na temat wiary, do urozmaicenia kazań. I tak też to sobie przyjemnie
czytałam, ale okazało się, że sporo z tego zostało we mnie. Na pewno jeszcze
wrócę do świętego grzesznika.
Papież Franciszek. Kard. Jorge Mario Bergoglio. Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich. Książka na zasadzie – wydajmy coś szybko o papieżu
Franciszku. Tak szybko, że nawet akapity dzielone są w trakcie zdania, że trudno
oddzielić komentarz od wypowiedzi papieża, że ma się wrażenie, że zostało tam
wrzucone wszystko, co tylko się dało, wszystkie papieskie wypowiedzi do dnia
wydania książki, i zabrakło czasu na korektę i selekcję. Te wszystkie
mankamenty tyczą się przede wszystkim drugiej części książki. Pierwsza –
sylwetka papieża, wywiad na jego temat z kardynałem Zenonem Grocholewskim i
jezuitą ks. Andrzejem Koprowskim, oraz podobno co ważniejsze przemówienia kardynała
Bergoglio z lat 2009-2013 są naprawdę ciekawe (i lepiej zredagowane!),
pozwalają poznać styl obecnego papieża, pokazują to, co dla niego było istotne
przed wyborem (chociaż mam wrażenie, że mogło tu dojść do pewnych manipulacji i
wyboru tekstów zwracających szczególną uwagę na problemy społeczne, zgodnie z
tytułem książki). Im bliżej konklawe z 2013 r., tym bardziej znów mam wrażenie,
że nie czyniono już selekcji, a wrzucano wszystko co się da. Jeśli chodzi o
końcowe przemówienia, to my to już wszystko przecież znamy. Pierwsze wypowiedzi
papieża cytowane były wszędzie, część z nich widziałam w telewizji, część
czytałam w internecie. No ale pewnie, że piękne słowa tam padają. Wiele do
zapamiętania.
Smutek to zło pochodzące z ducha tego świata. Lekarstwem na nie jest radość. Ta radość, którą tylko Duch Jezusa może dać, i to w taki sposób, by nic i nikt nie mógł jej zabrać.
Dobrego obiadu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz