Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, św. s. M. Faustyna Kowalska*
Akurat tak się złożyło, że Dzienniczek skończyłam czytać w wigilię Niedzieli Bożego Miłosierdzia. Nie ma przypadków!
Mówiono mi zawsze, że to ciężka lektura. A jak już wzięłam do ręki z zamiarem przeczytania, to powiedziano mi, że to naprawdę ciężka lektura, zwłaszcza dla mnie w tamtym momencie, i że powinnam sięgnąć raczej po Dzieci z Bullerbyn.
Nie posłuchałam, i jak to Marianna, miałam inne odczucie niż to, co mi ludzie o tej książce mawiali.
Dzienniczek w ogóle nie był dla mnie męczący. Był uspokajający! I powodował coś na kształt... zazdrości. Życie w zakonie, przedstawione przez s. Faustynę raczej między wierszami, ale w sposób pozwalający wyrobić sobie w miarę pełny jego obraz, ma w sobie coś, co mnie fascynuje oraz w pewien sposób pociąga. Ale przede wszystkim zazdroszczę s. Faustynie silnej wiary, głębokiej relacji z Jezusem, pewności, że jej modlitwy zostają wysłuchane, i jasno określonego celu życia.
Dz. 1259 (...) żyje pośród wielu przyjaciół, a nie ma nikogo prócz Jezusa. Tak Bóg ogałaca duszę, którą szczególnie miłuje.
*Tak, wiem, że jeśli używam św., to nie powinnam już pisać s. Ale tłumaczy mnie chyba fakt, iż po prostu przepisałam z okładki, tak jak wydawcy tam zamieścili? Zażalenia do nich. Do Księży Marianów.
Hm. Może wreszcie przeczytam? Dzięki za zachętę, w każdym razie.
OdpowiedzUsuń