I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

środa, 27 lutego 2013

Refleksje okołoOscarowe

Postanowiliśmy w tym roku z NJMŁ obejrzeć ceremonię rozdania Oscarów. Bawimy się ostatnio w kinomaniaków, no i wpadliśmy parę tygodni temu na zrobienie sobie przeglądu nominowanych krótkometrażowych animacji, więc byliśmy zainteresowani tym, która z nich zdobędzie statuetkę.
Galę w całości oglądałam po raz drugi w życiu, pierwszy raz - za czasów Monachium i mojego ówczesnego zauroczenia Erickiem Baną, i bardzo się wtedy wynudziłam. A teraz nie. Teraz szalenie mi się oglądanie gali podobało. Trwa to długo (od 2:30 do 6:00), ale jak sobie człowiek jednocześnie gada z bratem, albo czyta na bieżąco komentarze internautów, albo gra sobie w literaki, to się nie nudzi.

Gala zaplanowana była w konwencji musicalowej, z naciskiem na muzykę filmową. Dla mnie - bomba! Od paru tygodni namiętnie słucham soundtracków z Nędzników i Chicago, więc pojawienie się tych utworów powitałam z radością. Zwłaszcza obsada Les Miserables dała radę! Brzmiało to tak dobrze, że zaczęłam zastanawiać się, na ile to występ na żywo, a na ile playback, tym bardziej, że nie było widać żadnych mikrofonów... Pozostałe występy nie robiły tak dobrego wrażenia. Miałam też wrażenie, że można było pójść w tę konwencję musicalu jeszcze dalej, bardziej konsekwentnie, no ale to może dlatego, że szukając streamingu przegapiłam pierwsze kilka minut ceremonii. Niestety zdążyłam na taniec Harry'ego Pottera... No ale, taki jest styl gal i ceremonii tego typu. Nie wszystko tam mnie bawi, nie wszystko do mnie trafia, ale i tak bawię się dobrze. Myślę, że mogłam bawić się jeszcze lepiej, gdyby prowadzenie gali powierzono komu innemu. Ten to nie mój typ. Nie był żenujący, ale też nie był ujmujący, po prostu sobie był.
Nawet jeśli nie oglądałam ceremonii, to zawsze przeglądałam zdjęcia gwiazd z czerwonego dywanu i sceny. Nie mogę sobie odmówić i teraz paru refleksji na ten temat. Po pierwsze, poczułam, że się starzeję. Skoro starzeją się gwiazdy mojego dzieciństwa, to i ja się starzeję, nie? Jennifer Aniston, Sandra Bullock, Jennifer Gardner (+ okropna suknia wyglądająca  jakby do tyłu przyczepiła się jakaś inna sukienka...), Nicole Kidman. Z daleka wszystkie wyglądają nadal na 20+ lat, gdy pokazują je z bliska, to wyglądają gorzej. Źle, nienaturalnie. Jak takie starszawe, wychudzone, zgryźliwe ciotki. A Kidman wygląda wręcz nieludzko. Przerażająco. Brr. Za to Halle Berry nadal świetnie. Z tym, że nie rozumiem trendu sukniowego polegającego na tym, że góra przypomina marynarkę. U Berry to jeszcze ujdzie, ale u Jane Fondy, z tym kanarkowym żółtym - przesada. Nie przepadam też za tymi łuskowatymi, błyszczącymi metalicznymi materiałami. Na plus - Helena Bonham-Carter, wciąż w swoim stylu, ale i odpowiednio do sytuacji, Jennifer Lawrence (ale o niej później), Sandra Bullock (ale z daleka...), wybija się też Charlize Theron (chociaż mam wrażenie, że jej suknia jest z plastiku), Amy Adams (rzadko zdarza się, by podobała mi się taka "duża" kieca) i "osoby towarzyszące" - żony i tak dalej, które same nie musza błyszczeć, i może właśnie dzięki temu ich kreacje bardziej mi odpowiadają - jak u żony Bryana Cranstona czy Judith Holste towarzyszącej Christophowi Waltzowi. Wszystkie z tych kreacji można obejrzeć tutaj. Co jeszcze ciekawego - fryzury. Absolutnie zwyczajne. Na niejednej małomiasteczkowej studniówce zobaczymy fryzury dużo bardziej wykwintne, a przy okazji - w dużo gorszym guście. Czasami mam wrażenie, że różnica między strojnością sukienki a fryzurą jest zbyt duża, mimo to jestem absolutną zwolenniczką zwyczajnych uczesań. Prostota się sprawdza. Ciśnie mi się jeszcze taka refleksja, która pojawia się w różnych komentarzach dotyczących czerwonego dywanu - jak trudno jest ubrać na galę osobę odstającą od obowiązującego kanonu figury, tzn. - kogoś z nadwagą. Smutna prawda.
A, byli tam jeszcze jacyś mężczyźni. Tak. Dobry zarost nie jest zły, chyba że dodasz do niego fatalną fryzurę (Bradley Cooper), to wtedy nawet on cię nie ratuje. A i bez zarostu można być totalnie fantastycznym. Jak Daniel Day Lewis i jego przemowa, wow.

Suknie, zarosty, piosenki... No, i nagrody.

Spośród wszystkich kategorii tylko w jednej mogę pochwalić się, że widziałam wszystkie nominowane produkcje, i były to krótkometrażowe filmy animowane. Miałam je opisać przed Oscarami, ale nie zdążyłam, więc pokrótce uczynię to teraz. Wszystkie filmy można obejrzeć w internecie, czasami trzeba trochę poszperać.
Cudna, racjonalna karykatura Papermana.
Tylko co jest nie tak z ich rękami?
Nagrodę otrzymał Paperman, którego widzieli już chyba wszyscy.To urocza opowieść o zauroczeniu w czasach, gdy nie znano jeszcze "spotted". Animacja łączy w sobie to, co dobre w Disneyu z tym, co dobre w Pixarze. Historia nieco banalna, walentynkowa, mam też wrażenie, że bazująca na filmiku, który parę lat temu krążył po internecie, więc trochę wtórna. Wybór dość oczywisty, filmik stał się kultowy jeszcze przed otrzymaniem statuetki, na tyle, że karierę zaczęły robić już karykatury Papermana.
Jeśli chodzi o historie miłosne, to dużo bardziej do gustu przypadła mi ta z Po uszy (Hear over Heels), bo nie lubię banałów o miłości od pierwszego wejrzenia. W Po uszy poznajemy małżeństwo z dłuższym stażem, żyjące do góry nogami - to, co dla niego jest sufitem, dla niej jest podłogą, i tak się mijają. Może nas zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że dwoje ludzi żyjących w tak odmienny sposób pokochało się i postanowiło żyć razem. Ale jak popatrzymy na znane nam pary, małżeństwa, to też mogą oni budzić w nas podobne pytania. Coś musiało ich kiedyś wzajemnie zafascynować, i dopiero potem zaczęli się mijać, chodzić własnymi drogami, zwracać uwagę na różnice - bo mężczyzna i kobieta różnią się między sobą, i nie próbowali już tego naprawić. Do czasu. Ona postanawia jednak zawalczyć, zmienić ten stan rzeczy, poświęcić się trochę, i odbudować nadszarpniętą więź z miłością swojego życia. No i pięknie, kwintesencja miłości dojrzałej, prawdziwej, po przejściach, mimo przeciwności. Piękne i prawdziwe, szkoda tylko, że animacja odstaje od tej w Papermanie  czy...
Adamie i psie. To najdłuższy z krótkometrażowych animacji, mój drugi typ. Tym razem o relacji między pierwszym człowiekiem, a pierwszym (jednym z pierwszych?) psem. Może zachwyciłaby mnie bardziej, gdybym sama miała jakiegoś czworonożnego pupila, ale nie mam. Film ładny, ujmujący, momentami ma trochę dłużyzn, ale w ciekawy sposób wyjaśnia, dlaczego to pies został najlepszym zwierzęcym przyjacielem człowieka.
Te trzy filmy to były ewentualne typy, pozostałych dwóch chyba nikt by nie obstawiał. Jednym z nich był krótkometrażowy filmik z serii o Simpsonach (Simpsons: The Longest Daycare), o dniu spędzonym przez yyy Maggie w przedszkolu. Simpsonów bliżej nie znam, obejrzałam bez oczekiwań, ale z zainteresowaniem. Przyzwoite, ale nie na Oscara.
Ostatni film, Fresh Guacamole, odstaje od reszty jeszcze bardziej. Nie mamy tu fabuły, nie mamy postaci. Pokazuje nam przygotowanie sosu guacamole z różnych przyrządów domowego użytku, które zamieniają się w elementy potrzebne do różnych gier - kości czy domki z Monopoly. Powstaje więc takie GRAcamole. Ciekawe, kreatywne, ale też nie na Oscara. Zwłaszcza że ma niecałe 2 minuty długości.

No i inne nagrody. Spośród wszystkich nominowanych filmów widziałam: Annę Kareninę, Hobbita, Nędzników i Poradnik pozytywnego myślenia (post o nim w przygotowaniu...). No i - słyszałam Skyfall. Chyba nie dałoby się tej piosenki nie usłyszeć, i myślę, że słusznie dostała Oscara. Anna Karenina za kostiumy - no nie wiem, mnie bardziej zachwyciła tam scenografia i muzyka. Hobbit, pewnie jak i LotR, otrzyma nagrody po zakończeniu całej trylogii. Nędznikom nie dałabym nagrody za charakteryzację - Hugh Jackman jako stary Valjean nie wyglądał dobrze, nie wyglądał staro. Za dźwięk chyba też nie... Ale absolutnie zgadzam się z nagrodą za rolę drugoplanową dla Anne Hathaway. Wystarczyłoby, gdyby tylko zaśpiewała (zagrała śpiewanie?) I dreamed a dream, i już, jestem kupiona. I skończmy tę dyskusję o jej wielkim poświęceniu dla roli, jakim było rzekomo ścięcie włosów. W krótkich (takich, jakie miała na gali) wygląda cudownie, zjawiskowo i w ogóle uroczo, w dłuższych była po prostu ładna. Nie dałabym natomiast Oscara Jennifer Lawrence za rolę w Poradniku pozytywnego myślenia, odniosłam wrażenie, że jest to taka trochę "nagroda pocieszenia" dla twórców PPM, bo tyyyle nominacji, a tylko jedna nagroda. Lawrence nie zachwyciła mnie w tym filmie, zachwyciła mnie natomiast na gali - i bezpretensjonalnym wyglądem, i absolutnie fantastycznym zachowaniem na tych wszystkich wywiadach i świetnych minach na zdjęciach. Taka normalna dziewczyna  w moim wieku, normalna - czyli lekko szurnięta, z którą świetnie byłoby ponabijać się i powygłupiać. Uwielbiam te jej miny, ten upadek na schodach, cięte riposty, reakcję na Hugha Jackmana chcącego pomóc jej wstać i flirt z Jackiem Nicholsonem, szczerość, impulsywność, przyznanie się do shota, do brzydkiego słowa na "f" i w ogóle to fantastyczne, niewymuszone poczucie humoru na zasadzie "najpierw mówię, potem myślę". Chyba byśmy się w tym aspekcie dogadały. Najpierw dogadały, potem pomyślały. Anne Hathaway do definicja tego, jak wyglądać uroczo (mimo nie najlepszej sukienki), Jennifer Lawrence natomiast definiuje to, jak się uroczo zachowywać (no i ma świetny zachrypnięty głos!). Dla potwierdzenia moich słów:
Coś czuję, że oglądanie ceremonii rozdania Oscarów stanie się moją nową tradycją.

3 komentarze:

  1. Etykieta internetowa nakazuje wskazywać autorów wykorzystanych obrazków, w tym przypadku nie jest to kwejk.pl, a gingerhaze.tumblr.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. być może - ja widziałam to na kwejku, i z kwejka to wzięłam, a tam nie ma informacji o autorze

      Usuń
  2. Judith Holste była chyba najładniej ubrana, z bardziej balowych kreacji - świetnie wyglądała Aniston.
    Ja co prawda zasnęłam na ostaniej godzinie gali (ach, ta choroba), ale byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tą imprezą. Spodziewałam się, że będę się nudzić, a tymczasem bardzo mi się podobało. Być może dzięki dobremu komentarzowi zwierza ;), ale myślę, że też dzięki pójściu gospodarzy w tę musicalową tematykę - dla mnie to też był strzał w dziesiątkę.

    OdpowiedzUsuń