W tym roku spełniłam kilka swoich marzeń.
Jednym z nich było, w zasadzie od zawsze, doświadczyć, na czym polega praca w teatrze. To trochę dlatego chciałam kiedyś zostać aktorką. W tym roku przez miesiąc miałam praktyki w teatrze "Baj Pomorski". To miejsce ma w sobie sporo magii, już nawet pomijając to, że kojarzy mi się z Narnią, bo wchodząc tam, wchodzi się do wielkiej szafy. O ile teatr "dorosły", dramatyczny, często pozostawia we mnie niesmak, o tyle teatr lalkowy, teatr dziecięcy jest magiczny. Miałam fascynującą możliwość obserwowania (i pilnowania) kilkuletnich dzieci podczas spektaklu. Ta ich dziecięca spontaniczność, której nam, dorosłym brakuje! Niesamowita sprawa. Miałam też równie fascynującą możliwość oglądania kilka razy tego samego spektaklu. Zazwyczaj ogląda się spektakl raz. Gdy widzi się go po raz drugi, trzeci, szósty, dostrzega się drobne różnice. Widz ponowny zauważa, że jest trochę inaczej. Widzi, jak aktorzy urozmaicają sobie grany od 20 lat spektakl; odczuwa, jak duże znaczenie ma fakt, czy na widowni siedzi 7 osób, czy 137; wyłapuje nawet drobne pomyłki twórców. Widzowi ponownemu włącza się analityk. Już nie tylko patrzy na opowiadaną historię, ale też znacznie bardziej na jej formę. Dostrzega, jak bardzo spektakl teatralny różni się od filmu. Wiadomo, przy ponownym oglądaniu tego samego filmu może zmienić się nasz odbiór, bo może zmienić się kontekst, ale istota dzieła pozostaje taka sama. W teatrze możemy obserwować, jak zmienia się samo dzieło. Kurczę, naprawdę fascynujące! Miałam nawet wrażenie, że tworzy to jakąś bliskość między twórcami, a widzem ponownym. Bo wy i ja wiemy, że tam miało być nieco inaczej, a oni, ci, co widzą spektakl po raz pierwszy, oni tego nie wiedzą, ha. Poza tym, cała ta teatralna praca z drugiej strony sceny... Całe to zaplecze przygotowywania spektakli, wydarzeń, festiwali. Gdy ktoś mnie pyta, to nie jestem w stanie odpowiedzieć, dlaczego tak bardzo mnie to fascynuje. Po prostu jest w tym magia. I czuję, że byłoby świetnie, gdyby dało się w przyszłości mieć udział w tej magii.
Kolejne spełnione marzenie - dokumentacja tego, jak nasz przeddomowy dąb zmienia kolory na jesień. Niby nic takiego, a naprawdę marzyłam o tym długo.
Następne - koncert solowy Kasi Nosowskiej. Hey widziałam na żywo po wielokroć, Kasi solo do tej pory nigdy. Och, cudna sprawa. Gdy nadarzy się okazja, na pewno to powtórzę. Zwłaszcza, gdy będzie to koncert stany, a nie siadany. Muszę stać, żeby cudną słyszaną muzykę transformować na drobne i nieudaczne ruchy, pokraczne, ale potrzebne mi do odczucia, że przeżyłam koncert w pełni. Niniejszym wykreśliłam już naprawdę wszystkich z listy wykonawców muzycznych, których koncerty chciałabym zobaczyć. I to jednak trochę smutne.
I jeszcze jedno spełnione marzenie - bęben. Co prawda nie mój, ale długoterminowo pożyczony. Stukanie sobie mniej więcej do rytmu daje mi dużo radości.
Pokonałam w tym roku samą siebie, wygłaszając na rekolekcjach świadectwo i katechezę. Dla mnie to było naprawdę sporo. Ale cieszę się, że się odważyłam. Pokonałam też siebie, przyznając się do swojej słabości, zawracając z pieszego szlaku prowadzącego na Jasną Górę. To również nie była łatwa decyzja.
Założyłam nowego bloga na deonie, gdzie piszę o sprawach właśnie tego typu, jak w powyższym akapicie. Odniosłam też tam jeden drobny sukces - bodajże drugi tekst znalazł się na stronie głównej portalu. Lajki, hejty, komentarze. Na szczęście nie muszę tego śledzić po każdym wpisie.
Rozpoczęłam kolejne studia. Mam nadzieję, że nie będzie to tak, iż będę zaczynać jakieś studia każdego roku. Magisterskie z dziennikarstwa.
Podjęłam decyzje, prawie wiążące, co do tematu prac licencjackiej i magisterskiej. Obym za mocno nie żałowała.
Nadrobiłam w tym roku trochę zaległości kulturalnych. Obejrzałam w grudniu "Ojca chrzestnego", przeczytałam "Czekając na Godota". Czy wypada tu wymienić też "Igrzyska śmierci"? Chyba nie. Choć ja bardzo się cieszę, że na kilka tygodni zamieszkałam w Panem.
Nie przeżyłam w tym roku żadnego zawodu miłosnego, co również można uznać za sukces. W sprawach sercowych było bardzo spokojnie. Dla odmiany.
Założyłam Myślodsiewnię. Taki pliczek tekstowy na komputerze. Zbieram w niej myśli, głównie swoje. W razie, gdyby zechciało mi się kiedyś spełnić jeszcze jedno marzenie i napisać książkę, to stamtąd będę czerpać ciekawe sformułowania.
To był dobry rok. Może nie fantastyczny, ale dobry, o.
Na dniach podsumuję też to, co udało mi się w ściśle kulturowym sensie zobaczyć, przeczytać, wysłuchać i w większości tu opisać. I jeszcze to, co ludzie wpisywali do google'a, a trafiali tutaj. Ubaw po pachy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz