Przebrnęłam! Dwa poważne tomiska kusiły mnie już od dawna, no i chyba po prostu wypada chociaż coś (Tomasza) Manna przeczytać. To zdecydowanie dobra literatura. Niewiele się tam dzieje, często przez kilkadziesiąt nawet stron zupełnie nic. Bo gadają. Dysputują. Przyznaję, nie jestem fanką filozofowania. Prawdopodobnie jestem na to zbyt ograniczona. Po prostu, źle mi się filozofię czyta, źle mi się (o) filozofii uczy. I tutaj też: lepiej czytało mi się o tym całym życiu w uzdrowisku - opisy osób, relacji, miejsc, "przygód", niż dyskusje pomiędzy Settembrinim a Naphtą. A i tak całość zasługuje na uwagę. I podziw. Jak trochę odpocznę od stylu Manna, to pewnie sięgnę i po inne jego powieści.
Czas na miłość, reż. R. Curtis
Generalnie zgadzam się z tym, co na ten temat pisał zwierz kulturalny. Gdyby nie recenzja zwierza, to bym na ten film nie poszła. A poszłam i nie żałuję! Idealny uspokajacz po nerwowym dniu. Taki uroczy, ale nie do porzygu, i zabawny. I to wcale nie komedia romantyczna! Trzeba być polskim dystrybutorem, aby "About time" przetłumaczyć na "Czas na miłość". W tytule angielskim zwracamy uwagę na "czas". W naszym - na "miłość", a to ten czas, a nie miłość romantyczna odgrywa tu najważniejszą rolę... Jeśli mowa o roli - najlepszy jest Bill Nighy jako ojciec. Ale na uwagę zasługują też dziwaczne postaci przyjaciela dramaturga, i nieobecnego duchem wujka. I ta piosenka.
Uczestniczyłam kilka tygodni temu w jednym dniu Festiwalu Gier i Fantastyki "Copernicon", o czym można przeczyta tutaj.
A widzieliście ten filmik?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz