I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

niedziela, 10 listopada 2013

Czy jestem jak mieszkańcy Kapitolu?

Igrzyska śmierci, S. Collins

Brat kupił książkę, by się przekonać, co to takiego. "Dobrze się czyta, taka bajeczka, połkniesz w kilka dni". Miał rację. Połknęłam. Czytało mi się jednak te "Igrzyska śmierci" nieco dziwnie. Z jednej strony - bardzo wciągało. Z drugiej jednak - z dziwnym wrażeniem obcowania z kiepskawą literaturą. Miałam nawet wrażenie, że to nie książka, ale od razu scenariusz filmu, albo gry komputerowej. Braki w świecie, braki w przedstawieniu postaci, niedociągnięte wątki. "Czasami mam wrażenie, że ty mogłabyś napisać to lepiej", powiedział jeden z braci. Nie wiem, czy to komplement...?
Książkę połknęło po kolei troje z nas, wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że naprawdę wciąga, ale nikt z nas nie był jakoś przesadnie podekscytowany. Z drugiej strony, mieliśmy po lekturze bardzo dużo igrzyskowych tematów do wielogodzinnych rozmów.
[tradycyjnie spoileruję, ale chyba nie jakoś bardzo.]
Graficzka z: districtpotter13.deviantart.com
Przedstawiony w książce świat za te nie wiem, kilkaset lat wydaje się nawet dość prawdopodobny. Nie ma tam żadnej magii ani innych szaleństw, wszystko dzieje się w miarę normalnie, oprócz pojawienia się zmutowanych genetycznie roślin i zwierząt (ale czy kogoś to dziwi? brzmi prawdopodobnie). Przez historię prowadzi nas kilkunastoletnia Katniss, mieszkanka Dwunastego Dystryktu, który tak jak i pozostałe jedenaście jest zniewolony przez stolicę-Kapitol, w państwie Panem, na terenach obecnej Ameryki Północnej. Każdy z dystryktów jest ściśle wyspecjalizowany i zajmuje się czymś innym - Dwunastka, dla przykładu, to dystrykt zaopatrujący Kapitol w węgiel, w innych jest to sadownictwo, tekstylia, elektronika, wyrób papieru i dostarczanie drewna. Tu już coś zaczyna nie pasować - bo czy rzeczywiście wszystkie ludzkie materialne potrzeby da się podzielić na 12 dziedzin? Wydaje mi się to niewystarczające.
Drugi zgrzyt pojawia się w najważniejszym motywie w książce, i najważniejszym motywie w przedstawionym świecie. Jako kara za próbę powstania przeciwko władzy Kapitolu co roku urządzane są Głodowe Igrzyska. Każdy z dystryktów losuje dwoje nastoletnich przedstawicieli-trybutów, którzy wraz z innymi stoczą bój o śmierć i życie. Zwycięża ten, kto ostanie się żywy jako ostatni. Wszystkie chwyty są dozwolone, a cały kraj ogląda to krwawe widowisko transmitowane w telewizji. I zdaje się, że emocjonowanie się Igrzyskami, oprócz pracy na rzecz Kapitolu, to jedyne, czym ktokolwiek w dystryktach się zajmuje, a pokazana w nich wszechmoc i okrucieństwo władzy ma powstrzymać ewentualne kolejne bunty. I to właśnie nie brzmi przekonująco. Żeby powstrzymać bunt należałoby chyba raczej stwarzać pozory dobrobytu, a nie głodzić, torturować i zmuszać do oglądania zabijających się zezwierzęconych nastolatków.
Akcja książki zaczyna się bardzo szybko, i ciągle coś się dzieje. Nie zdążyliśmy jeszcze poznać świata Dwunastego Dystryktu, ani głównej bohaterki, a już okazuje się, że za chwilę weźmie ona udział w Głodowych Igrzyskach. Skoro to nasza główna bohaterka, i wiemy już, że są następne części książki, to doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej to ona zostanie przy życiu do końca Igrzysk. Choć sprawy nieco się komplikują, i nie idą po najprostszym z możliwych torów, a zaskakujące jest, przynajmniej dla mnie, zwłaszcza zakończenie.
Spodziewałam się czegoś ze schematu harrypotterowego. Napięcie narasta, narasta, narasta, kulminacja, a potem bum, Harry w szpitalu, Dumbledore wszystko wyjaśnia, udało się, zwyciężyliśmy, jest sielsko, jemy sobie słodycze, a przyjaciele przychodzą się pouśmiechać.
A tutaj nie. Choć wydaje nam się, że już-już za chwilę będzie szczęśliwy koniec i zwycięstwo, sprawy się jeszcze komplikują. I to nie raz, a dwa razy. Koniec książki wcale nie rozładowuje napięcia, nie ma żadnego "i żyli długo i szczęśliwie". A właśnie. Wątek quasi-miłosny. Nie przekonuje mnie, jest taki bardzo nastoletni. Tak, wiem, że to przeżycia nastolatków, ale niestety brzmi też jakby wymyślał to nastolatek. Chociaż na szczęście nie ma "i żyli długo i szczęśliwie".
Sam motyw Igrzysk interpretowaliśmy z braćmi na różne sposoby. No wiadomo, kultura coraz bardziej kretyńskich i odrażających reality-show, podglądania ludzi, podpuszczania ich, by skakali sobie do oczu, ale, co ciekawe, bez aspektu komercyjnego. Ale i szerzej po prostu okrutny show-business, nastawiony na to, jak kto wygląda i z kim się pokaże, a nie kim jest. Również - po prostu nasza kultura, karmiąca się ludzką tragedią, sensacją, życie życiem gwiazd. Ale i codzienna współczesna rzeczywistość, z wszechobecnymi kamerami i inwigilacją.
Niby tak kiepsko napisane, a jednak ile możliwości interpretacyjnych!
I tak bardzo wciągające... Może jestem typowym członkiem naszej zdegenerowanej kultury, i dlatego tak bardzo chcę dowiedzieć się, kto kogo jak przechytrzy, jak to rozwiążą, co z tym zrobią, zabiją, nie zabiją, zachowają godność czy nie. Może jestem jak mieszkanka Kapitolu, tylko że nie mam aż tak kretyńskich kolorowych strojów. W sumie to aż mi trochę wstyd, że tak bardzo mnie to wciągnęło, tak bardzo, że nie mogłam się oprzeć, i najszybciej jak się dało sięgnęłam i po następną część (choć jak wszystkim wiadomo, cierpię ogólnie na deficyt wolnego czasu, ale średnio się tym przejmuję, bo jestem rozbrajająco niefrasobliwa). Daję autorce szansę na rozszerzenie kilku wątków w kolejnych częściach - intryguje mnie np. relacja Katniss z matką, dość oryginalnie wymyślona, ale jednak póki co niepogłębiona. Bo nie wydaje mi się, aby udało jej się wybrnąć z opisanych już uproszczeń w świecie przedstawionym, i sprawić, że w kolejnych tomach nabierze to więcej kolorów i sensu.

Zdjęcie z: http://hungergamesdwtc.net/2013/06/jennifer-lawrence-wins-saturn-award-for-the-hunger-games/

Igrzyska śmierci, reż. G. Ross

Po książce obejrzeliśmy film. Wiadomo, Jennifer Lawrence taka fajna, wow, uszanowanko. Katniss w książce nie budzi zbyt wielkiej sympatii, do tej filmowej mam jej więcej - może właśnie ze względu na Lawrence. Poza tym sceny tego całego kapitolińskiego blichtru kojarzą mi się bardzo z filmikami po gali Oscarów, na których aktorka niezmiernie bawi mnie swoją rozbrajającą niefrasobliwością. Film przełamuje pierwszoosobową narrację, w ciekawy sposób pokazuje Igrzyska od strony organizatorów (te wielkie multimedialne plansze, ta cała zabawa ludzkim życiem), ale i nieco szerszy kontekst nastrojów społecznych w całym państwie (to, jak już wiem, inspiracje z drugiego tomu). I chociaż tutaj już dokładnie wiedziałam, jak się sprawy potoczą, to i tak film bardzo mnie wciągnął. Tak, zdecydowanie jestem jak typowa mieszkanka Kapitolu emocjonująca się powtórkami z dobrze jej znanych Igrzysk. Chociaż mam wrażenie, że w samej końcówce nieco poprzeinaczali. Żeby było bardziej hollywoodzko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz