I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

piątek, 29 sierpnia 2014

PARUZJA

M. wychodząc z domu:
- JESZCZE JEDNA WAŻNA SPRAWA - DZIŚ MOŻE PRZYJŚĆ PAN... (po pauzie)... PAN OD PIECA.

sobota, 3 maja 2014

To makarun!

Obiad. Najbliższa rodzina w nieco poszerzonym składzie. Na stole jakaś nowa potrawa, makaron z czymś. Jeden z biesiadników właśnie wrócił z Włoch, gdzie uczestniczył w kanonizacji JP2 i J23. Właśnie jemu ktoś chciał wbić malutką szpileczkę, komentując jego zachowanie:
- Wymagaj od siebie, nawet gdyby inni od ciebie nie wymagali.
- A z czym ten makaron?
- Z Ł O...
- ...Zło dobrem zwyciężaj!
- Z łososiem.

A wcale nie zły, tylko dobry. Mimo iż z łososiem.

(nie wiem, czy to czytane na ekranie bawi kogoś, kto w tym nie uczestniczył. ale przynajmniej zostanie zapisane i będzie bawiło mnie, jak powrócę do tego po kilku miesiącach)

piątek, 28 marca 2014

Witaj w oscarowym klubie

Jakby ktoś chciał zerknąć, to na moim czwartym blogu umieściłam recenzję filmu "Witaj w klubie", napisaną w ramach zajęć na studiach.
KLIK

niedziela, 16 marca 2014

blog bloga blogiem pogania

Kiedyś się ogarnę, i wrócę do intensywniejszego blogowania, obiecuję. Jest rzeczą ogólnie wiadomą, że gdy okazuje się, że to, co po prostu lubiliśmy robić, nagle musimy robić, to owa sprawa traci na uroku. Blogowanie dla mnie obecnie nieco straciło na uroku. Pisałam już na facebooku, ale powtórzę i tu:
Studiując dwa kierunki, chodzę w tym semestrze zaledwie na siedem przedmiotów. Na dwóch z nich warunkiem zaliczenia jest założenie i prowadzenie bloga. Tak więc niniejszym mam już cztery blogi. Szaleństwo jakieś.
Tak, dość trudno jest ogarnąć cztery blogi, jeśli człowiek chce je wszystkie aktualizować w miarę często, a dwa to nawet musi, bo nie zda. A tu jeszcze inne sprawy życiowe, które człowiek chciałby ogarnąć, na przykład praca. Prace. Bo "praca" to słowo wieloznaczne. Może być licencjacka, może być magisterska, może być hm, zarobkowa? A tak się obecnie złożyło, że wszystkie te trzy jej rodzaje mam obecnie na głowie. Są i inne zmiany w życiu. Chociażby taka, że raczej nie będzie tu już wpisów oznaczonych etykietą KT, czyli "Kulturalny Toruń". Z czegoś trzeba było zrezygnować, ech.
Kilka miesięcy temu żyłam sobie myślą: byle do końca tego semestru, potem będzie luźniej.
Poukładało się inaczej.
Teraz znów żyję identyczną myślą... Zobaczymy, jak będzie.

wtorek, 4 lutego 2014

głównie filmowe szoty styczniowe


Oglądane przeze mnie ostatnio filmy można podzielić na dwie kategorie. Pierwszą z nich będą te, które oglądam w związku ze studiami (lubię moje studia!), drugą te bez związku ze studiami.

Tak więc w związku ze studiami oglądałam w styczniu:

Rzeź Polańskiego. Bardzo chciałabym zobaczyć to w teatrze, bo jednak co dramat, to dramat. Z tym że tutaj największą radość sprawia Christoph Waltz.

Panie Waltz, jest pan geniuszem. Obrazek stąd.

Królową S. Frearsa. Choć przecież wiadomo, że chodzi o Helen Mirren. Lady Mirren, pani też jest geniuszem.

Pinę W. Wendersa. Odprężająco o teatrze tańca. Chociaż muszę przyznać, że trochę przy tym odpływam. Ale czy tutaj trzeba w ogóle wiedzieć, o czym oni tańczyli?

Ogród rozkoszy ziemskich L. Majewskiego. Kino artystyczne. Wow.

Urodzeni mordercy W. Scotta. Oj schiiiza! Po kilkunastu sekundach doszliśmy do wniosku, że jakieś to takie tarantinowskie. W tej chwili na ekranie pojawiło się "story: Quentin Tarantino", ha. Czyli mniej więcej o tym, jak Haymitch (woody Harrelson) wygrał swoje Igrzyska Śmierci. Bardzo brutalnie.


Poza studiami w kinie:

Hobbit 2. Pustkowie Smauga, P. Jackson. Kino rozrywkowe w najlepszym wydaniu. Bardziej rozrywkowe niż WP, Władca trochę mnie męczył patosem. A tu jest tak przyjemnie. I krasnoludy takie przystojne.

Kamerdyner, L. Daniels. Myślałam, że się nachapią Oscarów, a tu proszę, film pominięty przez Akademię. ProObamowska propaganda pod koniec dość żenująca, ale co poradzić. Reszta spoko. Aha, tak to mniej więcej wyglądało w USA. A Forest Whitaker dobrym aktorem jest.

Pod mocnym aniołem, W. Smarzowski. Utwierdza w decyzji o abstynencji. No dobre, no, choć męczące te wszystkie wydzieliny ludzkiego organizmu. Więckiewicz też dobrym aktorem jest.

Wilk z Wall Street, M. Scorsese. Jejuuu, jakie to długie! A niepotrzebnie! Jachty fajne. Ale głównie to, cytując jednego z bohaterów i jednego z moich braci, dziwki i kokaina. Dużo dziwek, dużo kokainy. Chociaż i tak doceniam kunszt twórców, że ten nadmiar dziwek i kokainy dało się w ogóle oglądać. A się dało.

poza kinem: 
Ławeczka, M. Żak. Czyli: dlaczego Polacy nie powinni kręcić komedii romantycznych. (Odpowiedź: bo w ogóle im to nie wychodzi!)

I jeszcze trzeci sezon Sherlocka. Gorszy niż poprzednie. Pod fanów. Ale trzeba przyznać, że aktorzy i scenarzyści tej produkcji są genialni. Przy okazji zapoznałam się też z kilkoma opowiadaniami Arthura Conan Doyle'a, tymi na podstawie których były poszczególne odcinki - i chcę więcej! Kiedyś. Jak będzie czas.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

mijaj zakichana poro jawa na kacu i blog prostytutki

Jak co roku już od roku po roku robię listę ciekawych wpisów w wyszukiwarkę Google, które doprowadziły do mojego bloga (zestawienie z zeszłego roku możecie znaleźć tutaj). Zaglądanie w statystyki nadal bywa dla mnie powodem zarówno do wybuchów śmiechu, jak i refleksji, olśnień, czy zadziwień ("po cholerę ludzie wpisują coś takiego w Google? po jaką cholerę Google prowadzi ich potem do mnie?"). Po tylu latach Internet wciąż nie przestaje mnie zadziwiać.

Oto moje ulubione tegoroczne "wyszukiwane słowa kluczowe".

W kategorii "kulturalne":
  • "mijaj zakichana poro jawa na kacu" Wygląda i brzmi bardzo absurdalnie, to prawda. Wiedziałam jednak, że nie pierwszy raz spotykam się z tą frazą, i Google się nie mylił. To cytat z książki Barańczaka, którą opisywałam tu jakiś czas temu. Ciekawe, czy właśnie tego szukał internauta. A może po prostu chciał się pozbyć męczącego kaca?
  • "ingaren lveosoo" - Go home, Hermione, you are drunk.
  • "magisterki o zespole hey". Obawiam się, że mój blog nie był zbyt pomocny. Chociaż pomysł jest zacny!
  • "czy jest pan muminkiem musierowicz". Nie, nie jestem Muminkiem Musierowicz. W ogóle nie jestem niczyim Muminkiem. W ogóle nie jestem Muminkiem. No i nie jestem panem. A słowa te, jak wiadomo, wypowiedział Bobcio w "Szóstej klepce" Małgorzaty Musierowicz.
  • "co zrobili picie w kapitolu". Myślałam najpierw, że chodzi o to, co zrobili do picia w Kapitolu, żeby można było po tym szybko zwymiotować, a następnie jeść dalej. Przyszło mi jeszcze go głowy, że może chodzi o coś do jedzenia, jakieś pity, na imprezie w Kapitolu. Kapitol kojarzy mi się głównie z tymi imprezami. Dopiero po chwili doszło do mnie, że chodzi o Peetę. Nie zrobili mu nic dobrego. Jak chcesz się dowiedzieć, to polecam poczytać "Kosogłosa". Można też poczekać na film.
  • "dress nietykalni jak opisał siebie" Brzmi jakby ktoś poszukiwał pomocy do napisania wypracowania gimnazjalnego "Charakterystyka ulubionej postaci filmowej".
W kategorii "wydarzenia":
  • "hejnalista z circo massimo" Tę i podobne frazy wpisywano na początku 2013 r. dość często, o co podejrzewam polskich uczestników zeszłorocznego rzymskiego spotkania Taize. Gdyby nie to, że udało mi się nagrać ten moment, to pewnie sama szukałabym potem tego w internecie. To było naprawdę super! I wygenerowało sporo odsłon na youtubie.
  • "plac rapackiego wystawa rodzina" To miłe, że ktoś wystawę zauważył, i chciał znaleźć o niej coś więcej w internecie. Miło też, że post na moim blogu mógł w tym pomóc.
W kategorii "szukam bloga":
  • "blog prostytutki". You came to the wrong neighborhood. Pisanie o piosenkach prostytutek tak się właśnie kończy. Och, Google, ty to masz pomysły.
  • "menel.blogspot" to również raczej nie tutaj. Prostytutkę to jeszcze nawet rozumiem, ale żeby menel? Chociaż jak tak sobie sama wpisałam to w wyszukiwarkę, to przekierowało mnie w całkiem miłe dla oka rejony internetu.
  • "a+jednak+batyskaf-blog" to natomiast zdecydowanie nie tutaj. Nie podejmowałam tu nigdy tematu batyskafu. A wpisanie w wyszukiwarkę przekierowuje do tekstu na temat wielkości męskiego przyrodzenia.
  • "blogi o miłości pisane przez kobiety" no, tu już może bliżej. Chociaż nie nazwałabym swojego bloga "blogiem o miłości". Ale zdecydowanie pisze go kobieta.
W kategorii "true story":
  • "a brilliant mind". To miłe, dziękuję.
  • "nie umiem gwizdać". No ja właśnie też. I choć wspomniałam o tym w jednym wpisie, to nie znajdziesz tu, czytelniku, recepty na to, jak sobie z tym problemem poradzić.
W kategorii "o jeny...":
  • "menadżer motywów emotikonowych", czyli: Nowomowa Internetowa.
  • "prawica demotywatory" Zgadzam się, prawica potrafi zdemotywować.
  • "nigdy królu bo to praczka". Widzę w tym jakąś tragedię miłosną, króla zakochanego w prostej praczce, którego doradca, martwiąc się, iż jego władca popełni mezalians, mógł wyrzec: Nigdy, królu, bo to praczka! Ale tak na serio - nie mam pojęcia.
A gdyby ktoś miał ochotę zerknąć na moje pozostałe podsumowania 2013 r.:

sobota, 4 stycznia 2014

kulturalne podsumowanie 2013 r.

Jupijej, w 2013 roku przeczytałam więcej książek niż w roku poprzednim! Drobny sukcesik. W 2012 były to 23 pozycje, w 2013 - 28 książek (a jedną z nich przeczytałam dwa razy). W sumie też bez szału, ale jednak więcej. Oprócz tego mam na swoim koncie 5 przeczytanych dramatów powyciąganych z rożnych zbiorów, 4 książki, które przeczytałam w tym roku, ale czytałam je już wcześniej, więc nie podliczam, żeby nie oszukiwać, i 10 przesłuchanych audiobooków (też o 2 więcej niż rok temu).
Dwie z nich dotyczą Marca Chagalla, co należy wiązać z pisaną przeze mnie na początku roku pracą zaliczeniową na temat jednego z jego obrazów. Oprócz tego trochę innych naukowych rzeczy z okazji różnych zaliczeń - a to o teatrze, a to o sztuce, a to właśnie te dramaty na egzamin) Odkryłam w tym roku, że Jean Webster napisała nie tylko "Tajemniczego opiekuna", którym zaczytywałam się we wczesnych latach nastoletnich, ale również i kontynuację "Kochany wrogu" (i to właśnie tę książkę przeczytałam dwa razy, żeby zapamiętać lepiej przed oddaniem do biblioteki i przed odsłuchaniem audiobooka). Zakręciłam się też dość poważnie wokół nieznanej mi wcześniej literatury L.M. Montgomery i o L.M. Montgomery (w sumie 5 pozycji). Stałam się właścicielką dwóch pozaharrypotterowych książek autorstwa J.K. Rowling, które czytało się obie bardzo dobrze, ale zdecydowanie bardziej zaprzyjaźniłam się z detektywem Cormoranem Strike'm i jego sekretarką Robin z "Wołania kukułki", czekam na kontynuację. Żałuję, że nie mam już na co czekać w sprawie kolejnych części "Igrzysk śmierci" - całą trylogię połknęłam, i mimo pewnej miałkości chciałoby się jeszcze. Chyba też odkryłam, że lubię kryminały - czy to właśnie wspomniane "Wołanie kukułki", czy "Erynie" Krajewskiego... I mam plany, by trochę w związku z tym poczytać sobie różnych klasyków kryminału. Dwie książki dotyczą radiowej Trójki, to poniekąd w związku z moją magisterką, ale jednak bardziej dla siebie samej. I dwie książki o. Joachima Badeniego. Trafia do mnie. Przemęczyłam też "Czarodziejską górę" Manna, bo wypada znać.
Ogólnie to całkiem przyjemna lista mi w tym roku powstała.

Jeśli chodzi o filmy, to naprawdę sporo w tym roku chodziłam do kina. Chodzenie do kina jest super. Ale i sporo filmów obejrzałam w domu. Nie wierzę własnym oczom, że lista tych, które obejrzałam i opisałam w tym roku wynosi, uwaga, 50 filmów. W poprzednim roku było to zaledwie 23 pozycji. Jestę kultoroznawcą. A ta 50tka to i tak nie wszystko, bo są jeszcze i chociażby dwa ostatnio widziane filmy, których nie opisałam, bo o nich nic już nie da się powiedzieć - "Ojciec chrzestny" i "Gorączka", czy oglądane już po raz któryś "Vinvi", "Notting Hill", "To właśnie miłość"... Jak tak sobie podliczam dalej, to wychodzi na to, że w kinie byłam w tym roku 22 razy. Ładny wynik. Z tej racji oglądałam w tym roku głównie najnowsze pozycje. Zarówno polskie, jak i zagraniczne. Ale i starsze klasyki. "Rejs" chociażby. Czy właśnie "Ojciec chrzestny".
Część tej ponad 50tki to filmy, jakie oglądałam w związku z zajęciami z kina amerykańskiego po 89 r. W ten sposób odkryłam reżyserię Christophera Nolana, i wraz z NJMŁ obejrzeliśmy wszystko, co się dało w tym temacie. Nolan mistrz. Oprócz Nolana za filmowe wydarzenia tego roku mogę uznać: absolutnie urocze "Imagine" Jakimowskiego i "Czas na miłość" Curtisa. Strasznie trudno tak jakoś podsumować ponad 50 filmów. Spróbujmy liczbami. 3 bajki. 16 filmów polskich. 1 musical. 5 filmów o superbohaterach. 4 filmy z Robertem De Niro, 3 filmy z Jennifer Lawrence, 3 z Robertem Więckiewiczem. Sporo gniotów, ale i bardzo wiele fantastycznego kina. Filmowo rok bardzo udany.

Koncertowo mniej. W 2012 było ich 8, natomiast w 2013 byłam zaledwie na pięciu koncertach! Cztery z nich tu opisywałam, czwarty to występ zespołu Bethel. Mało. Jakoś tak. Ale za to - same udane!

Na pewno natomiast widziałam w tym roku dużo więcej spektakli teatralnych. Z racji zajęć, z racji praktyk, z racji festiwali. 11 spektakli teatralnych. A kilka z nich po kilka razy! A w zestawieniu dwóch teatrów toruńskich pod względem uzyskanej satysfakcji ze spektaklu wygrywa zdecydowanie "Baj Pomorski".

czwartek, 2 stycznia 2014

a 2013 był taki:

Trochę się boję, gdy mówią "oby 2014 był lepszy niż 2013". Bo zdecydowanie 2013 był lepszy niż 2012, gdyż 2012 był najgorszy do tej pory. 2013 był w porządku. Byłoby fajnie, gdyby tendencja nie zmieniała się znowu na spadkową, ale nie będę narzekać, jeśli 2014 będzie po prostu OK. Taki jaki był 2013.

W tym roku spełniłam kilka swoich marzeń.
Jednym z nich było, w zasadzie od zawsze, doświadczyć, na czym polega praca w teatrze. To trochę dlatego chciałam kiedyś zostać aktorką. W tym roku przez miesiąc miałam praktyki w teatrze "Baj Pomorski". To miejsce ma w sobie sporo magii, już nawet pomijając to, że kojarzy mi się z Narnią, bo wchodząc tam, wchodzi się do wielkiej szafy. O ile teatr "dorosły", dramatyczny, często pozostawia we mnie niesmak, o tyle teatr lalkowy, teatr dziecięcy jest magiczny. Miałam fascynującą możliwość obserwowania (i pilnowania) kilkuletnich dzieci podczas spektaklu. Ta ich dziecięca spontaniczność, której nam, dorosłym brakuje! Niesamowita sprawa. Miałam też równie fascynującą możliwość oglądania kilka razy tego samego spektaklu. Zazwyczaj ogląda się spektakl raz. Gdy widzi się go po raz drugi, trzeci, szósty, dostrzega się drobne różnice. Widz ponowny zauważa, że jest trochę inaczej. Widzi, jak aktorzy urozmaicają sobie grany od 20 lat spektakl; odczuwa, jak duże znaczenie ma fakt, czy na widowni siedzi 7 osób, czy 137; wyłapuje nawet drobne pomyłki twórców. Widzowi ponownemu włącza się analityk. Już nie tylko patrzy na opowiadaną historię, ale też znacznie bardziej na jej formę. Dostrzega, jak bardzo spektakl teatralny różni się od filmu. Wiadomo, przy ponownym oglądaniu tego samego filmu może zmienić się nasz odbiór, bo może zmienić się kontekst, ale istota dzieła pozostaje taka sama. W teatrze możemy obserwować, jak zmienia się samo dzieło. Kurczę, naprawdę fascynujące! Miałam nawet wrażenie, że tworzy to jakąś bliskość między twórcami, a widzem ponownym. Bo wy i ja wiemy, że tam miało być nieco inaczej, a oni, ci, co widzą spektakl po raz pierwszy, oni tego nie wiedzą, ha. Poza tym, cała ta teatralna praca z drugiej strony sceny... Całe to zaplecze przygotowywania spektakli, wydarzeń, festiwali. Gdy ktoś mnie pyta, to nie jestem w stanie odpowiedzieć, dlaczego tak bardzo mnie to fascynuje. Po prostu jest w tym magia. I czuję, że byłoby świetnie, gdyby dało się w przyszłości mieć udział w tej magii.