I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

sobota, 21 stycznia 2012

Kaznodzieja z karabinem, M. Forster

filmweb.pl
Znów ten sam problem, co przy W ciemności. Film oparty na faktach, ile faktów w filmie?
Bo historia wbija w fotel i wyciska z oczu łzy wzruszenia. (Bez przesadnego patosu, inaczej niż w moim poprzednim zdaniu...) Mocna jest już pierwsza scena - atak bojowników na afrykańską wioskę, młody chłopiec zmuszony do zabicia własnej matki. W dalszej części głównie streszczam film, okraszając to odrobiną własnej refleksji, więc jak nie chcesz poznać fabuły, to właśnie zostałeś ostrzeżony.
Następne sceny mają miejsce kilka lat wcześniej. Sam, główny bohater filmu, był naprawdę złym gościem - siedział w więzieniu, zmuszał żonę do zarabiania w nocnym klubie, sporo pił i wstrzykiwał sobie, kradł, krzywdził, atakował. W pewnym momencie, gdy jest już blisko dna, żona zaprowadza go do kościoła. Sam zostaje ochrzczony, ale widać, że nie jest do tego wszystkiego do końca przekonany, nie odnajduje się w nowym życiu. Wtedy (kurczę, nie jestem pewna czy na pewno wtedy...) przychodzi huragan, a nasz bohater musi uratować żonę i siostrę. Dzięki zniszczeniom ma prace przy naprawach szkód, i staje na nogi. No, starczyłoby tego na cały film, nie? A to dopiero wstęp. Potem dowiaduje się, że a Afryce potrzebna jest pomoc. W tym odnajduje sens życia. Jasne, że jest mu ciężko, bo sierociniec, który zakłada, jest atakowany przez bojowników. Ale przy wsparciu żony daje radę. Bardzo dobra scena rozmowy telefonicznej z żoną, w której ona każe mu się pozbierać i robić to, co trzeba. Jednak po pewnym czasie wsparcie nie wystarcza. Ciężar wykonywanego zadania, konieczność zabijania, widok spalonych ciał powoduje, że Sam zaczyna wątpić. Nie wierzy, że Bóg mógłby pozwolić na tyle zła. Znów staje się tym agresywnym, złym gościem, ale z dołka wyciąga go chłopiec, którego znamy z pierwszej sceny. Nie pozwól nienawiści zawładnąć swoim sercem. Jeśli tak się stanie, to będzie ich zwycięstwo. Patetycznie, ale ładnie. To chyba ostatni mocny moment filmu, bo jako takiego zakończenia tej historii nie ma.
Po filmie pokazane zostały autentyczne zdjęcia przedstawionych w filmie postaci. Chyba jeszcze nie widziałam, żeby widzowie w kinie z takim zainteresowaniem oglądali napisy końcowe. Gerard Butler był bardzo przekonującym Samem, chociaż czasami w jakichś mocnych scenach przybierał minę Leonidasa z słynnego This is Sparta! Mogłabym też przyczepić się do tytułu - jakoś szalenie nie pasuje mi tu słowo kaznodzieja, w ogóle nie kojarzy mi się z takim człowiekiem czynu, z jakim mamy tu do czynienia. Chociaż ma ono znaczenie, bo dużo w tym filmie wiary. Ciekawi mnie, jak spojrzałby na niego ateista. Ja osobiście może za szybko silę się na opinię, ale mam wrażenie, że to dobry film. Nie wybitny, ale raczej z tych, które warto obejrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz