coczytac.pl |
z Chrystusem w supermarkecie, Tony Castle
Ten tytuł i ta okładka pewnie mają zachęcić do sięgnięcia po książkę. Hm. Okładka jest po prostu kiepska, kojarzy mi się z szopką z kościoła oo. Jezuitów sprzed paru lat, gdzie zamiast tradycyjnej szopki postawiono właśnie kosz z supermarketu, a w środku był np. wątpliwej urody pluszak mający pewnie w zamierzeniu być Kubusiem Puchatkiem, a wyglądał bardziej jak Puchałke. W każdym razie, okładka i tytuł w ogóle mnie nie zachęciły. Książka jednak, na szczęście, nie opowiada w całości o Chrystusie w supermarkecie (oh, przypomniał mi się żarcik - Kiedy w Świebodzinie wybudowano Tesco? - Pięć lat przed Chrystusem. Hu, hu!). Ten tytuł na okładce to po prostu tytuł jednego rozdziału książki. Wszystkie tytuły rozdziałów zbudowane są na tej samej zasadzie - z Chrystusem gdzieś tam lub w czymś tam - w kolejce po zasiłek, w rodzinie, na porannej kawie, w Internecie. Podstawowe wartości relacji z Jezusem można przedstawić bez tej całej supermarketowej otoczki, bez tego naciąganego wpychania w schematyczne tytułowanie rozdziałów. Supermarket - bo pewnie w Nazarecie też był targ, i pewnie Jezus się często na nim bawił, i pewnie ludzie Mu się przyglądali i nie widzieli w nim nic nadzwyczajnego, więc my w supermarkecie powinniśmy się przyglądać innym kupującym, i ich kochać. OK, no pewnie racja, ale jakże bardzo naciągane jest wpychanie tam tego całego supermarketu! Chociaż może to właśnie forma ma być tym, co przyciągnie, zatrzyma czytelnika. Jak dla mnie - rozdziały w znaczących fragmentach są jak te słabe ściągane z internetu kazania oparte na początku na jakiejś historyjce, które to historyjki mają dziwną umiejętność (bilokacja?) pojawiania się w różnych kościołach... Chociaż właściwie, ta książka jako źródło właśnie takich historyjek, pewnie mogłaby się paru kaznodziejom przydać. Dla mnie - forma jakaś wydumana, nie odpowiadająca treści. Trochę taka teologia dla ubogich, ale kilka kwestii zawsze warto sobie przypomnieć. Plus za ciekawe cytaty z różnych lektur duchowych - choć też ich związek z resztą rozdziału bywa naciągany. I minus za modlitwy na koniec rozdziałów. Teksty typu Z takim zapałem uczestniczyłeś w ucztach, że zyskałeś opinię żarłoka i pijaka bratającego się z grzesznikami!, Panie, jestem znużony apelami o pomoc. Kolejne dwa w dzisiejszej poczcie - oba trafiają do kosza nie otwarte! czy Czy będę lepszy, bardziej świątobliwy, umiejąc się posługiwać komputerem? (jako kontekst proponuję modlitwę przed wejściem do internetu z bloga Kazimierza Marcinkiewicza) są pewnie w porządku w osobistej, codziennej modlitwie, ale umieszczenie ich w książce jakoś mi zgrzyta. A na koniec autor tłumaczy się, że książkę tę pisał w rozgardiaszu, co nie sprzyja refleksji i przemyśleniom. Mógł to sobie darować, albo napisać kolejny rozdział z Chrystusem w rozgardiaszu, może wtedy wypadłoby mniej żenująco.
Żart o Tesco śmieszny (chociaż znałem). Książki nie czytałem, ale z tego co piszesz, pachnie (to eufemizm) amerykańskimi poradnikami religijnymi heretyków. (Chociaż przyznam, że niektóre z nich zawierają sporo cennych intuicji, np. czytałem jedną czy dwie książki Johna Eldredge'a i nie ukrywam, że mi się podobały.)
OdpowiedzUsuńQrczę, może zrecenzuj dla odmiany coś Scotta Hahna?
A za takie okładki powinno się obcinać palce. Mając tę książkę w ręce, bałbym się ją otworzyć, bo groziłoby mi, że wyskoczy na mnie z wyciem i potworną paszczą Times New Roman 12pt...
Scotta Hahna nie znam, ale mogę dopisać do listy autorów do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńDopisz, dopisz. Niestety, chyba nic nie przetłumaczyli na pl. Ja sobie ostatnio na kindle'a ściągnąłem parę _samples_ (a jedną książkę nawet kupiłem) i jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń