Zbliża się nowa płyta Hey, oraz, mam nadzieję, koncert. A ja od ponad pół roku (dobrze ponad pół roku!) zwlekam z opisaniem ostatniej solowej płyty Nosowskiej, co należałoby jednak zrobić przed najnowszym wydawnictwem Hey. Wtedy, gdy miałam się za to zabrać, przyszły takie czasy, że o Nosowskiej w ogóle trudno było mi pisać, zbyt wiele by to odsłoniło; trudno było się w nią słuchać, bo to za bardzo bolało.
Dla mnie osobiście Katarzyna Nosowska to najbardziej kobieca z polskich tekściaro-wokalistek. Z tym że, no, ja jestem tylko jedną kobietą, i nie mogę się wypowiadać za nas wszystkie. Nie wiem do końca jak to jest. Może Nosowska potrafi uniwersalnie ująć w słowa te wszystkie kobiece uczucia, a może tak doskonale trafia po prostu we mnie? Odnajduję w niej siebie, tę moją kobiecą część (bo ideowo światopoglądowo trochę się z Katarzyną różnimy). I w tekstach, i w zachowaniach scenicznych i okołoscenicznych.
Jest takie znane nagranie z koncertu Hey MTV Unplugged, na którym Nosowska i Chylińska śpiewają Angelene. Nosowska mówi wtedy: i zaśpiewamy piosenkę PJ Harvey, czyli w ogóle mojej guru. Doskonale rozumiem sposób, w jaki wypowiada to ostatnie przytoczone przeze mnie słowo. Bo PJ to też moja muzyczna guru. I nawet w kolejce na jej koncert w Sali Kongresowej stałam, niesamowicie rozentuzjazmowana, tuż za Nosowską. Ale to tylko taka chwaliciekawostka.
http://bi.gazeta.pl/im/1/11030/m11030401.jpg |
Wielokrotnie słuchałam Hey na żywo, mam też na DVD świetny Najmniejszy koncert świata (mimo to zawsze jak ten koncert leci w tv, to włączam i oglądam). I jak patrzę na Kasię na scenie, to widzę siebie. Stoi sobie taka Nosowska, i czujesz, jaka jest niepewna, jakby zażenowana sobą i faktem, że musi występować przed ludźmi. Ubiera te czarne sukienki, ogromne swetry a'la worki na śmieci, jakby chciała się w nich ukryć, coś z siebie zachować dla siebie, gdy tak wszyscy na nią patrzą. Dodaje często jakąś wymyślną fryzurę lub też inne okulary, jako element, który przyciąga uwagę, jednocześnie odciągając ją od samej wykonawczyni. Ucieka wzrokiem, jakby patrząc bardziej wewnątrz siebie, lub też w ogóle zamyka oczy, co pomaga nie odsłonić się, nie skupiać na tym, że patrzą, ale na tym, co w danym momencie należy zrobić. Stoi tam, nieco niezręcznie, jakby nie do końca wiedziała, co ze sobą zrobić na tej scenie, mimo że jest tam od wielu lat. Ze stresem, widać, jak prawie boli ją to, że jest tu teraz, że ludzie na nią patrzą, a ona musi się odsłonić.