I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

sobota, 9 lutego 2013

Marianne and the Audiobooks

There are so many things in life we cannot do because of the fear of what Mrs. Harmon Andrews would say.
Słucham sobie ostatnimi czasy (tzn. od dzisiejszego popołudnia) audiobooka "Anne's House of Dream". Tak, wiem, że w zgodnie z obowiązującą kolejnością, po "Anne of Green Gables", "Anne of Avonlea" i "Anne of the Island", powinnam przesłuchać "Anne of Windy Poplars", niestety, moje źródło darmowych audiobooków tej części akurat nie posiada, i nie potrafię zrozumieć dlaczego. Trudno. Ominę narzeczeństwo Ani i Gilberta, przechodząc od razu do pierwszych lat ich małżeństwa. Też dobrze. Tę część też znam praktycznie na pamięć.
Ciekawa jest taka konfrontacja znanego sobie tłumaczenia z oryginałem. Już sam tytuł trzeciej części mnie zadziwił - ale "Ania z Wyspy" może rzeczywiście nie brzmi dobrze, i wymienienie "wyspy" na "uniwersytet" sprawia, że tytuł bardziej oddaje fabułę. No i niemożliwe byłoby potem przełożenie "The Blythes Are Quoted" na ... "Ania z Wyspy Księcia Edwarda".
Tytuły to jedno, bardziej zastanawia mnie zmienianie imion. Już od dzieciństwa zastanawiało mnie, dlaczego chłopiec, który dostaje imię po kapitanie Jimie, bywa nazywany Kubą. Dziś już wiem, rzecz jasna. Ale wtedy mocno mnie to frapowało. A wystarczyłby przecież drobny przypis wyjaśniający zależności między Jamesem a Jakubem.
Davy i Dora? Po polsku Tadzio i Tola. Paul Irving? U nas jest to Jaś. Rachel Lynde? Małgorzata Linde.
Jeśli już bardzo chcemy zmieniać imiona, to czemu nie np. Dawid(ek) i Dorotka? I Paweł Irving? No dobra, zgadzam się, że Paweł(ek?) nie brzmi tak uroczo jak Jaś, a Jaś był przecież bardzo uroczym chłopcem. Ale po co w ogóle łapać się za te imiona? Przecież każdy polski czytelnik doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że akcja powieści dzieje się w Kanadzie, więc nie oczekuje polskich imion, prawda?
Tylko że... jeśliby już wymagać takiej konsekwencji, to chyba musielibyśmy mieć "Anne" a nie "Anię". I to już mi się przestaje podobać. Ania musi być Anią. Nie Andzią, i nie Anne. Ania. I już.
W wydaniach, które posiadam, konsekwencji brak tak czy siak. Bo obcobrzmiąca Jane jest Janką, ale równie obcobrzmiąca Ruby zostaje jako Ruby. A nie, na przykład, Renata. (3:54 Jadźka i Renata!)
Nie znam się na tym, na takich rozterkach tłumacza. Ale lubię je śledzić i wynajdywać.
I szalenie lubię słuchać audiobooków anglojęzycznych książek! Czuję wtedy, jakbym robiła coś, co naprawdę sprawi, że mój angielski będzie lepszy, a co jednocześnie jest miłym relaksem.
Polecam, Marianna Mucha.

2 komentarze:

  1. Kusisz, Marianko. :) Czy twoim źródłem darmowych audiobooków jest youtube?

    OdpowiedzUsuń