Wczorajsza data zmobilizowała mnie do wpisu. Tak, wczorajsza, miało być wczoraj, ale są rzeczy ważne i ważniejsze, no i nie wyszło. Nieważne, jest dziś.
Mieliśmy wczoraj Międzynarodowy Dzień Teatru, a ja ostatnio teatralnie i okołoteatralnie różnych rzeczy całkiem sporo oglądam. Wczoraj były też 50. urodziny Quentina Tarantino, więc równie dobrze mogłam się zmobilizować do wpisu o Django, ale musi jeszcze trochę poczekać. A więc, teatralnie. Bo złożyło się w ciągu ostatnich tygodni tak ciekawie, że miałam do czynienia z różnymi teatralnymi i parateatralnymi formami. Zaczęło się od wyjścia na spektakl festiwalowy "Sierakowski" Teatru Komuna Warszawa na alternatywnych spotkaniach teatralnych Klamra. Potem nieco przypadkowo zostałam zabrana na występy kabaretowe - stand-up Cezarego Pazury oraz skecze Kabaretów Skeczy Męczących. Następnie teatr instytucjonalny - spektakl "Dziady. Transformacje" w toruńskim teatrze Wilama Horzycy. Na koniec teatralnej passy - "Moralność Pani Dulskiej" w Teatrze Telewizji. A to wszystko poniekąd teatr! Ale jakże odmienny w formie, treści, estetyce!
Na spektakl "Sierakowski" szłam uprzedzona. Bo Komuna Warszawa brzmi wybitnie lewicowo, zwłaszcza w tym nazwiskiem w tytule. Bo teatry alternatywne do tej pory nie robiły na mnie pozytywnego wrażenia. Tu też wrażenie nie było jakoś bardzo euforystyczne, ale - było ciekawiej, niż się spodziewałam.
Obca jest mi idea przedstawiania Sławomira Sierakowskiego jako nadziei polskiej lewicy. Obce są mi w ogóle jakiekolwiek nadzieje polskiej lewicy. Ale pomysł, by pokazać możliwe losy przyszłości tego działacza jawi mi się jako świeży i ciekawy. Pozwala też twórcom - ideowo bliskim przecież lewicy - spojrzeć na ten światek z dystansem, z ironią, obśmiać niektóre zjawiska z własnego podwórka. A to nie dość, że było zabawne także i dla mnie, to jeszcze mi dodatkowo zaimponowało. Bo śmiać się z samego siebie nie jest łatwo. Główne arcypoważne nurty prawicowe chyba by się na to nie zdobyły.
jestę myszą /klamra.umk.pl |
No i forma, wykrzykiwane hasła, wyświetlane daty i wydarzenia, karykaturalnie, nieco jak na szkolnym przedstawieniu pokazywane myszy czy ufoludki, znakowość, umowność. Ja się nie znam, ale to było ciekawe, zwłaszcza po tym, jak na pewne aspekty zwrócił nam na uwagę pan profesor (oraz co mądrzejsi koleżanki i koledzy współstudenci). Choć w przedostatniej bodajże scenie, gdy śladami wody wyciekającej ze szklanek artyści malują na podłodze przecinające się linie możliwych losów Sierakowskiego, zbliża się to do tych dziwnych idei teatru alternatywnego, w których sama brałam kiedyś udział, a których nie kupuję.
Kabaret. Nie jestem wielką fanką tej formy. Pokazywane w telewizji bawią mnie bardzo rzadko, tylko niektóre są w stanie przytrzymać mnie na dłużej przed ekranem. Zauważyłam jednak tego śnieżnego popołudnia, że kabaret widziany na żywo bawi bardziej. Facet w rajstopach na scenie tuż przed tobą jest zabawny, widząc to w internecie na youtubie byłabym chyba po prostu zażenowana. Ani skecze, ani występ Pazury, oparty zbyt bardzo na prostym kabaretowo temacie seksu, w którym zbyt często powtarzano jeden ten sam nieśmieszny żart (no OK, nawiązanie ze dwa razy byłoby zabawne, przy 7 już zabawnie nie jest. Przy 13 też nie.) nie zachwyciły mnie, ale momentami było naprawdę wesoło. Bawiłam się zaskakująco dobrze - ale nie wydałabym na taki występ pieniędzy. A skoro dzięki uprzejmości znajomych udało się za darmo, to będę miło wspominać ;)
Zdjęcie z Cezarym Pazurą, +25 do szpanu. Pan Cezary bardzo miły. |
"Dziady. Transformacje". Tu też szłam nie oczekując efektu "wow!", bo doświadczenia z toruńskim teatrem mam, eufemistycznie rzecz ujmując, różne... A tu - pozytywne zaskoczenie. Bo to naprawdę miało dużo sensu! Już moje przygotowywania do spektaklu sprawiły, że zauważyłam, iż Mickiewicz ma sens, i dobrze się go czyta. Wcześniej byłam do tego przymuszana obowiązkiem szkolnym, i przyjemność dawało to znikomą, a pewnie i ja byłam wtedy głupsza. Mickiewicz odczytany na nowo przez twórców z toruńskiego teatru ma też sporo sensu we współczesnej Polsce.
Fajnie jest, siedzimy. /e-teatr.pl |
A na scenie w zasadzie niewiele się dzieje. Pięciu facetów siedzi na ławce, pije wodę, rozmawia ze sobą wersami z "Dziadów". Zestawienie plastikowej ławeczki i dresów z nieco archaicznym językiem na początku mnie razi, po chwili się przyzwyczajam. A już Wielka Improwizacja brzmi bardzo aktualnie i adekwatnie - recytowana przez pięć współczesnych postaci - papieża, polityka, sportowca, biznesmena, artystę-samotnika. Kolejna część, gdy na scenie zaczyna robić się bałagan, biegają i skaczą, i co i rusz rzucają jednym aktorem o ścianę, a na koniec krzyczą chóralnie, stojąc tuż przed widzem - to robi się nieco męczące. Ale nie zdążyli mnie zniecierpliwić - wszak spektakl trwa zaledwie 50 minut.
Na koniec - "Moralność Pani Dulskiej" w Teatrze Telewizji. Głośno zapowiadany, z Cielecką, Więckiewiczem, Gierszałem, Agatą Buzek. Dobrzy aktorzy, i w ogóle dobry spektakl, tak moim okiem. I zachowano zgodność z oryginałem, i wprowadzono nowy kontekst ciekawego przejazdu przez kolejne dziesięciolecia z najnowszej historii Polski, sugerując to subtelnie scenografią i kostiumami. No ba, Dulscy będą z nami zawsze.
A to wszystko teatr! Fascynujące zjawisko.