Sęp, reż. E. Korin
Tę recenzję dedykuję Justynie D.
Bała się, że będzie to kolejny film akcji, w którym nie załapię intrygi. Niestety, często tak właśnie mam, oglądając porachunki facetów ze spluwami. Porachunki jednych facetów ze spluwami z drugimi facetami ze spluwami. Myślałam więc, że przynajmniej popatrzę sobie na przystojnego jak zawsze Michała Żebrowskiego, oraz równie fascynującego Piotra Fronczewskiego. Też dobrze.
To zdjęcie nie jest może najlepsze, ale pokazuje męskie szelki, które są męskie. Film.onet.pl |
I oj, popatrzyłam. Panowie oficerowie niczego sobie, za mundurem panny sznurem. A jeszcze fajniejsze niż mundur - te policyjne yy szelki na yy broń? Nie wiem do końca, co to jest. Ale zrobiło na nas wrażenie. To takie męskie. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Film mnie zaskoczył. Oprócz atrakcyjnych męskich policjantów mamy tam też atrakcyjną fabułę, która wciąga i zaprasza do samodzielnego rozwiązania intrygi. Owszem, jest mafia, owszem, jest policja i siły specjalne, ale mamy także istotny społecznie wątek moralny, który sprawia, że zanika nam czarno-biały podział na policjantów i złodziei, dobrych i złych. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Mam wrażenie, że można by było zrobić z tego materiału ze dwa osobne filmy, jeden o rozwiązywaniu zagadki, i drugi o etycznych dylematach głównego bohatera.
Byłyby to filmy co prawda bardziej sztampowe niż to, co powstało z kompilacji, ale też mogłyby być interesujące. Tutaj te dwie kwestie ładnie się zazębiają, choć możemy mieć trochę niedosytu w związku z dość powierzchownym przedstawieniem moralnych dylematów głównego bohatera. Jeny, on naprawdę nie ma wyjścia, niczym jakiś tragiczny Edyp, rzadko kiedy tak bardzo uderza mnie fikcyjna sytuacja bez wyjścia. Można było ten tragizm bardziej zaakcentować. Byłoby na to więcej miejsca w filmie, gdybyśmy wywalili z niego to obowiązkowe love story. Banalne, przewidywalne, którego końcówka psuje mi na dodatek obraz Sępa jako bohatera wręcz idealnego. Dobrego, mądrego i tak dalej. Bo to, jak się zachował na koniec, było niefajne. Typowo męskie, ale tutaj rozumiemy słówko męskie w jego pejoratywnym wydźwięku, if you know what I mean.
Byłyby to filmy co prawda bardziej sztampowe niż to, co powstało z kompilacji, ale też mogłyby być interesujące. Tutaj te dwie kwestie ładnie się zazębiają, choć możemy mieć trochę niedosytu w związku z dość powierzchownym przedstawieniem moralnych dylematów głównego bohatera. Jeny, on naprawdę nie ma wyjścia, niczym jakiś tragiczny Edyp, rzadko kiedy tak bardzo uderza mnie fikcyjna sytuacja bez wyjścia. Można było ten tragizm bardziej zaakcentować. Byłoby na to więcej miejsca w filmie, gdybyśmy wywalili z niego to obowiązkowe love story. Banalne, przewidywalne, którego końcówka psuje mi na dodatek obraz Sępa jako bohatera wręcz idealnego. Dobrego, mądrego i tak dalej. Bo to, jak się zachował na koniec, było niefajne. Typowo męskie, ale tutaj rozumiemy słówko męskie w jego pejoratywnym wydźwięku, if you know what I mean.
Przede wszystkim jednak mówiąc o wątku miłosny nie mogę się oprzeć wrażeniu, że między Sępem a no, Anną Przybylską nie iskrzy. Nie ma chemii ani innej mięty. No nie ma, w ogóle, nic a nic! O ile jako ładniutka, naiwna działaczka społeczna, próbująca zwrócić na siebie uwagę przystojniaka, Przybylska wypada zupełnie prawdziwie, to w scenach z nim już tak nie jest. Może jakaś inna aktorka w tym aspekcie sprawdziłaby się lepiej? Zastanawiałyśmy się, kto by to mógł być, ale nie doszłyśmy do porozumienia.
Nie denerwował mnie w tym filmie, o dziwo, Paweł Małaszyński, którego nie lubię, ale muszę przyznać, że przygłupa gra bardzo przekonująco. Jako uwodziciel - nie, jako poważny prawnik - nie, jako gej - nie, jako żołnierz - nie, jako głupkowaty policjant - ok. Taki trochę Brad Pitt z Tajne/poufne.
Daniel Olbrychski za to był nie do zniesienia. Jego bohater powinien być krzepki, w pełni sił fizycznych i w ogóle z powerem, i pan Olbrychski się tu nie sprawdza. Może to dlatego, że widuję go ostatnio w porze obiadowej w Klanie w roli sąsiada-dziadziusia. Powiecie, że Żebrowski przecież też występuje w Na dobre i na złe? Prawda, też, ech. Tylko że Żebrowski potrafi się tam całkiem nieźle wybronić, a Olbrychski w Klanie to totalna klapa. No i dla mnie od zawsze NDINZ było o klasę wyżej niż Klan. W każdym razie, doskonale wiem, na kogo bym go wymieniła. Zamiast Daniela Olbrychskiego wrzuciłabym do Sępa Andrzeja Chyrę, i to byłoby, tak czuję, cudowne. Zestaw Żebrowski-Chyra-Fronczewski - no bajka! Ach. Oni w trzej daliby radę! Z charyzmatycznym Chyrą temu filmowi mogłoby już niczego nie brakować!
A tak to trochę brakuje. Luzu, humoru. Tego no, co mają amerykańskie produkcje tego typu - dobrych ripost. Jest zbyt sztywno i poważnie. A potencjał na dobre riposty był, niestety został zmarnowany.
Sęp (i jako film, i jako bohater...) ma trochę niedostatków, ale i tak film mogę uznać za pozytywne zaskoczenie. Z kina wyszłyśmy wręcz wstrząśnięte, zasępione, kilkanaście minut rozważałyśmy, tak na poważnie, poszczególne kwestie i dzieliłyśmy się wrażeniami. A to chyba dobra rekomendacja. Po słabym filmie (lub spektaklu) wystarczy kilka minut kpin i złośliwości, dobry pozostaje w człowieku na dłużej.
Swoją drogą, w okolicach pisania tego dwusetnego posta licznik odwiedzin odnotował 20 tysięcy wejść. 20 000 wejść na 200 postów (tysiąc szkół na tysiąclecie). To jest yy 100 wejść na jeden post, prawda? Zatrważająca liczba. Chociaż mój odzwyczajony od liczb umysł nie widzi dużej różnicy pomiędzy 20 000 a 100 - to i to znaczy dla mnie po prostu: DUŻO. I to zawsze bardzo miłe, że ktoś tu wchodzi, no. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz