I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

piątek, 8 marca 2013

Kaziu, Kaziu, Kaziu, ogarnij się!

Być jak Kazimierz Deyna, reż. A. Wieczur-Bluszcz

Oj, słabizna. Ogląda się to bez jakiegoś zniesmaczenia, całkiem przyjemnie, ale gdy teraz próbuję jakoś podsumować ten film, to nie mam pojęcia, o czym on był. O chłopcu, który y żyje w PRL-u, i ojciec chce, żeby on był piłkarzem, ale syn się nie nadaje (jest trochę łajzą), więc nie zostaje piłkarzem, za to idzie bodajże na filologię polską, poznaje dziewczynę, kochają się, ona zachodzi w ciążę, biorą ślub, chociaż on nie ma stałej konkretnej pracy, dziecko się rodzi, jest milusio, i koleś idzie w podskokach przed siebie, koniec.
Nie widzę tu historii, fabuły, czegokolwiek, no. Chłopak nie chce być piłkarzem, i nim nie zostaje, nie jest to dla niego żadną traumą, a na takie jest to wydarzenie kreowane. Na koniec mówi, że rzeczywiście trzeba być jak Deyna, czyli robić to, co się lubi. Czyli y co to jest w jego wypadku? Bo ja nie wiem. Dawanie korepetycji z polskiego? Twórczość literacka, mimo niepowodzeń wydawniczych? Omdlewanie na porodówce podczas narodzin córki? Nie wiemy. Ja nie wiem. Więc wyszło mało przekonująco.
A był potencjał. Bo ja znam całą masę takich młodych ludzi, zagubionych, nie wiedzących, czego chcą od życia, częstowanych porażkami, studiujących humanistyczne kierunki bez przyszłości. Cześć, mam na imię Marianna i studiuję kulturoznawstwo. I to mógł być obraz takiej własnie grupy ludzi. Może nawet - pokolenia. Ale się nie udało.
W tym kontekście była jedna dobra scena. Gdy chłopak budzi się w nocy, przerażony. Mówi, że śnił mu się zmarły przed paroma dniami dziadek. Ale potem wyznaje, że po prostu się boi. Najbardziej boi się niczego. I tu udało się dotknąć prawdy. Gdyby pociągnąć to dalej, mógłby wyjść jakiś gorzki, poważny, przytłaczający, ale prawdziwy film, a tak - mamy nieco ciągnący się zbiór scen o ostatecznie (chyba) pozytywnym wydźwięku. Co kto lubi.
Koledzy Kazia, Banan i Rudy, mieli więcej iskry, zarówno w wersji dziecięcej, jak i młodzieżowo-dorosłej. /dziennik baltycki.pl
Głównemu bohaterowi - Kaziowi - brakuje charyzmy. W scenach z dzieciństwa nie mogę znieść aktorstwa tego chłopaczka, ale i nastoletni oraz dorosły Kaziu wnerwia mnie niesamowicie. No łajza nie facet. Całkiem uroczy, bywa ujmujący, ale i tak łajza. I odnoszę nieodparte wrażenie, że to wina... nie, nie Tuska, ale braku iskry u tego aktora. No niestety. Nie przekonał mnie pan, jestem na nie.
Mam też pewne zastrzeżenia co do pokazywania PRL-u. Ja, rocznik '90, oczywiście nie mogę na ten temat wiele powiedzieć (Byłaś tam? Nie byłam!), ale obraz wykreowany w filmie jest dla mnie jakiś niespójny, niepełny. Nie mam na to żadnych dowodów, piszę wyłącznie o swoich wrażeniach, ale - tu też mnie twórcy filmu nie przekonali. Zresztą, w ogóle nie mogłam sobie logicznie uporządkować poszczególnych etapów życia Kazia. Realia, ciuchy, wygląd poszczególnych postaci nie układały mi się w ciąg chronologiczno-przyczynowo-skutkowy. No, brak spójności - bo dziadek ciągle wygląda tak samo i chodzi w tej samej kurtce, siostra Kazia nagle staje się dorosła, no i Kaziu też mógłby być jakoś ciekawiej rozegrany w aspekcie "ciuchy/fryzura/zarost", uroczo brzydka moda PRL-u daje tu taaaakie możliwości!
Niweluje ten PRL-owy niesmak jedna scena, w której matka Kazia prasuje, i żeby zmoczyć prasowaną akurat koszulę, nabiera wody z kubka do ust i ją potem z tych ust wydmuchuje na deskę do prasowania. No poezja! Nie wiem czy tak robiono w PRL-u, wiem, że być może robiono tak malując prehistoryczne rysunki naskalne w jaskiniach. Nawet jeśli to zupełna fikcja, to i tak wyszedł całkiem zgrabny sposób na pokazanie tego, jak trzeba było sobie wtedy radzić.
Zabawnych elementów jest więcej, humor sytuacyjny i językowy niczego sobie. Na początku co prawda podtopiłam się w morzu przekleństw, potem chyba było ich mniej, co za dużo to nie zdrowo, ale to jedynie lekkie podtopienie - bo one tam, te przekleństwa, prawie zawsze pasowały.
No i w sumie oglądało się ten film przyjemnie, na luzie, wesoło. Ale o czym on był, to ja nie wiem. A to źle.

4 komentarze:

  1. Nigdy nie widziałaś takiego "plucia" na pranie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie widziałaś takiego "plucia" na pranie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Film pozostawił u mnie niedosyt. Można było z PRL-u wyciągnąć jeszcze więcej, bo jest to temat ciekawy, bogaty i ciągle aktualny. Nie do końca to wszystko przemyślane było niestety. Można było pozostać w młodości Kazika i zrobić z tego dobrą komedię (czego ja osobiście oczekiwałam po zwiastunie) albo faktycznie pokazać problemy życia dorosłego. Pomieszanie tych dwóch wątków i potraktowanie ich trochę pobieżnie, nie wypaliło.
    Dorosły Kazik zupełnie bez ikry, bardzo mi się nie podobał, ale aktorzy starszego pokolenia zrobili kawał dobrej roboty :)

    OdpowiedzUsuń