I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

środa, 21 sierpnia 2013

nie umiem gwizdać


Nosowsko-O.S.T.Rowskie Czy żyjesz by mieć plan, czy masz plan, żeby żyć? vs. Każdy plan można zmienić, lecz wolę życie bez planu (jak tylko odkurzę mieszkanie zdobędę mury Libanu) Czesława Śpiewa
„Lubię ludzi, którzy mają jakąś pasję”. Ok, a co z tymi, którzy pasji nie mają? Których nie pochłania granie na gitarze ani czytanie filozofów, ani odbijanie rakietą żółtej piłeczki, ani kibicowanie żużlowcom, ani podróżowanie autostopem, ani fotografowanie, ani programowanie? Trzeba ich od razu skreślić? Są gorsi? Mniej udani, bo nie mają takiego konika, którego mogliby nazywać właśnie „Pasja” ze stadniny Jana Kowalskiego?
Zawsze gdzieś tam ugniata mnie ta fascynacja pasjonatami. Bo ja nie jeżdżę na koniu zwanym "Pasja". Czy tak mnie bez konkretnej pasji stworzono, czy też raczej nic takiego w sobie nie odkryłam, nie rozwinęłam? Nie wiem. To trochę jak z gwizdaniem. Nie umiem gwizdać, i już. Nie wiem, czy to dlatego, że mój aparat gębowy biologicznie nie jest w stanie wydobyć z siebie takiego dźwięku, czy też dlatego, że nigdy nie nauczyłam się owego aparatu w ten specyficzny sposób ustawić.
Szczerze powiedziawszy, trudno jest się do tego braku pasji przyznać nawet przed sobą, a co dopiero przed innymi. Jest wiele rzeczy, które lubię robić. Oglądać filmy i seriale, słuchać muzyki, czytać książki. Ale żeby to od razu pasja była, to nie powiem. Jest też wiele rzeczy, które robić lubię, a których robić nie umiem, ale chciałabym robić je lepiej. Rysować, śpiewać, tańczyć, grać w siatkówkę. Czasami trochę żałuję, że gdzieś w dzieciństwie nic takiego we mnie nie zaszczepiono, ale może teraz narzekałabym, że rodzice zmarnowali mi życie codziennymi treningami od 5 rano albo ćwiczeniami gam od śniadania do obiadu i fug od obiadu do kolacji.
A pisanie? Przecież piszę, nie? Raczej - coś tam pisuję, ale pisanie często idzie mi jak po grudzie, choć mogę się zmusić i na siłę tworzyć w miarę poprawne teksty użytkowe. Nie wiem do końca, o co chodzi z tym moim pisaniem. Podobno nie jest źle, ale ja tego tak w 100% nie czuję. Nie ponosi mnie jak szalone, bo nie wiem, czy mam coś do powiedzenia. Chyba nie mam. Układanie słów w zdania, a zdań w akapity wychodzi mi jako-tako. Ale to tylko forma, wyczuwam w sobie brak treści.
Pasja, coś co nadaje sens. Gdy czujesz, że żyjesz, bo  daje ci to szczęście. Chyba tak miałam w lipcu, zajęta Bożymi sprawami. Posługiwaniem na rekolekcjach, jednych, drugich, potem organizacja Diecezjalnych Dni Młodzieży (swoją drogą, relacja z tego wydarzenia tutaj, była nawet w toruńskim dodatku do „Niedzieli”, na rozkładówce. Bo różnica między Anną Muchą, a Marianną Muchą jest taka, że pierwsza pojawia się na rozkładówce "Playboya", a druga na rozkładówce „Niedzieli”. A jest jeszcze i Joanna Mucha, nie?) Tak więc - posługa w imię Boże. To mi chyba nadawało sens i szczęście. Pasją poświęcenie się Bogu? Może tutaj to odnajdę? Nie wiem jednak, jak to dalej wcielać w życie.
Ale czy to znowu źle, że nie wiem? Wkurza mnie śpiewane przez O.S.T.R. i Nosowską „czy żyjesz, by mieć plan, czy masz plan, żeby żyć?”, bo ja chyba nie mam planu, czyli, jeśli dobrze rozumiem, jestem ta gorsza. Do tego też ciężko się przyznać. Ale czy rzeczywiście lepsi są ci, którzy wytyczyli sobie prostą dróżkę aż do horyzontu i nią zamierzają podążać, od tych, którzy zamiast do horyzontu, szukają sobie tylko, stojąc na jednym kamieniu w strumyku, kolejnego kamyka, suchego miejsca do chwilowego postawienia nogi? I tak po prostu po jednym kamyczku, noga za nogą, idą. Nie zawsze do przodu, nie zawsze najkrótszą drogą, bo wypatrują nie celu (bo go nie znają), a jedynie kolejnego miejsca, gdzie można postawić nogę. Mimo to, idą! Po swojemu. To znowu jak z tym gwizdaniem. Bo stworzono ich tak, albo też tak siebie ukształtowali, że nie wiedzą nawet, jak żyć inaczej. Więc żyją jak umieją, zamiast użalać się nad sobą.
To tak w mojej tzw. „drugiej warstwie człowieka”. Bo zauważyłam kilkanaście miesięcy temu, że człowiek – a może tylko ja? – ma trzy warstwy, trzy poziomy siebie, świadomości, czy czegoś takiego.
Ogry też mają warstwy. http://www.hollywoodjesus.com/movie/shrek/26.jpg
Nie żadne id, ego i superego. Bardziej jakieś takie poziomy uczuć, emocji… Jest więc najpierw poziom najgłębszy, najistotniejszy, fundamentalny. Ten, w którym jest Wiara, Nadzieja i Miłość. Na tym poziomie wiem, jaki mam Cel. Potem jest poziom drugi, pośredni. Taki ogólnożyciowy, ziemski. Typowo bywa to: kariera, sława, biurko prezesa, rodzina, dwójka-trójka dzieci, dom z ogródkiem, wakacje na Barbadosie. To właśnie tutaj nie mam planu, tutaj nie widzę celu. Żyję, by plan mieć, by może mi się kiedyś objawił. To tutaj, zdaje się, odnoszę różne porażki. I jest jeszcze warstwa trzecia, najpłytsza, ta, co jest na wierzchu. Plan na dziś – spotkać się z nimi, to i to załatwić, kliknąć „opublikuj”, wieczorem umyć zęby. Tu porażek też bywa sporo, ale to tylko takie porażczki. Porażeczki. Porażunie. Malutkie. Nieistotne.


Warstwy te mają taką ciekawą właściwość oddziaływania na siebie nawzajem. To może być trochę skomplikowane w moim tłumaczeniu, kiedyś to komuś nawet rozrysowywałam na kartce... Najważniejszy jest poziom pierwszy. Jeśli w nim jest w porządku, to reszta ma niewielkie znaczenie. Bo do niego zawsze można się odwołać. Jeśli tam jest źle – no to kicha. Możesz w najpłytszym poziomie udawać, że jest ok, ale to się udaje tylko na krótką metę, bo bez podstaw jest słabo. Poziom środkowy też ma zdolność wpływania na poziom trzeci – bo gdy w dwójce dzieje się dobrze, to i łatwiej o przyjemności w trójce. Ale znów – trójka może być w pewnym stopniu ukontentowana nawet przy porażkach w warstwie pośredniej. Bo trójka bywa tą maską przybieraną dla innych, ale i po prostu chwilowym nastrojem.
Tak to się zawsze pocieszam. Że nawet gdy jest kiepsko, bo na przykład nie mam planu i pasji, a świat mówi mi, że muszę je mieć, to dopuszczam tę kiepskość tylko do dwójki i trójki. Nie dopuszczam kiepskości do jedynki. I dzięki temu jest dobrze! To moja recepta. Działa. Polecam, Marianna Mucha.

10 komentarzy:

  1. Nie uważam braku planu za zły. Można go nawet uznać za bardziej pragmatyczny. Kiedyś sam goniłem za planem jak głupi. W pewnym momencie myślałem, że go mam - jednak życie zweryfikowało swoje. Są sytuacje tak nieprzewidywane, zagmatwane, które są wstanie przemienić nawet Twój fundament. Nawet w tym momencie najpewniejszy z pewnych. Nigdy nie wiadomo czy to wychodzi na dobre czy na złe. Ty jako osoba wierząca (ja nie) zapewne respektujesz zdanie "Niezbadane są wyroki Boskie" - skoro nie są to jak możemy mieć plan? Jedyne na co nas realnie stać to zarys, szkic, rama postępowań (choć i te jak wcześniej pisałem weryfikuje życie), które będziemy przedsiębrać napotykając najróżniejsze problemy życiowe. Mój głos więc idzie na posiadanie planu by żyć w zgodzie z samym sobą.
    /sz.
    Ps. nie uważam, żeby pasja tak bardzo warunkowała plan życiowy. Może pomóc w jego kreowaniu, ale na pewno nie jest gwarantem jego posiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry tekst.
      Pasja stała się czymś bardzo marketingowym. Upierdliwe to jest strasznie.
      Wszyscy przy tym silą się na oryginalność, ostatecznie kończąc na kulinariach, fotografii i prezentowaniu ałtfitów w przesterowanych barwach.

      Ogólnie jest ciśnienie na to, żebyśmy byli wszyscy pełni pasji, energii, wigoru, witaminy C, espumisanu, tęczy i wszystkiego, co się wypisuje ciurkiem w zabawnych dokumentach określanych jako CV. Nawet jeśli nie posiada żadnej z tych cech. Tak wypada po prostu.

      Kiedyś byłam na głęboko traumatycznych warsztatach z PERSONAL BRANDINGu. Na początek dostaliśmy ćwiczenie. Mieliśmy wypisać swoje imiona i do każdej litery dopisać jakiś walor naszego charakteru. No okej. Działamy. Wszyscy okazali się ambitnymi, przebojowymi, kreatywnymii, pasjonatami (Ci co mieli dwa A w imienu byli też zwykle asertywni). Nasycenie ludzi sukcesu na metr kwadratowy zbliżało się już do poziomu znanego z seriali TVNu. Zanim grupa popadła w ekstatyczny samozachwyt, popsułam chyba ten optymistyczny obraz dopisując do "A" awersje do pracy pod presją czasu, zaś do "I" Introwersje. Prowadzącego to chyba dość mocno zgorszyło, bąknął coś pod nosem i zażenowany przeszedł do lepiej rokujących.

      Zawstydziłam się lekko (grupa nie omieszkała rzucić mi kilka podejrzliwych spojrzeń) i już miałam uznać się za gorszy sort człowieka, ale pomyślałam sobie, że jak chcą, to niech sobie pracują pod tą ukochaną presją czasu i w ulubionym stresie. Ja nie lubię, więc zrobię to po swojemu. A musi być przecież równowaga w przyrodzie.

      Ta od keczupów.

      Usuń
    2. do sz.:
      O, to też ciekawy wątek - jak życie potrafi zweryfikować nasze plany, i jak w Angry Birds jednym sprytnym atakiem porozwalać nam to wszystko, co sobie sami budowaliśmy. A plan, by być w zgodzie ze samym sobą - taki mam! Jest, w tej fundamentalnej warstwie.
      Co do post scriptum - w sumie to się zgadzam, nie było moją intencją, aby dawać do zrozumienia, że plan życiowy mają tylko ludzie z pasją. Bo mogą być i ludzie z pasją, ale bez planu, skaczący tylko z kamienia na kamień, a mogą być przecież i tacy, którzy pasji jako takiej nie przejawiają, a plan na życie sobie wymyślili. Ale widzę też, że te tematy się zazębiają i mogą ze sobą łączyć, stąd to przejście z tematu pasji na temat planu.

      Usuń
    3. do "Tej od keczupów" ;)
      Na wstępie dziękuję za krótką, ale miłą recenzję mojego tekstu ;)
      I kolejny ciekawy wątek - z tym marketingiem. Może to rzeczywiście teraz tak się modnie zrobiło mieć pasję, i mieć na fejsie profilowe z kilkudziesięcioma lajkami przedstawiające, jak się tę pasję właśnie wykonuje.
      To co powraca w komentarzach, jakie czytam do swojego tekstu, tych tu, i tych, którę dostaję "prywatnie" - być sobą.
      Pozdrawiam i życzę jak najmniej traumatycznych warsztatów z personal brandingu ;)

      Usuń
  2. ja to pewnie wyrażę się tu krótko i w ogóle, bo niestety nie zostanę filozofem nigdy (oczywiście Ci tego nie zarzucam, broń Boże), ale chyba nigdy nie potrafiłam przelać jakichś własnych, wewnętrznych intencji i przemyśleń na papier. napiszę więc może po prostu moich własnych, trochę naiwnych spostrzeżeń co do niektórych zdań, które napisałaś (wybacz, jeśli zbyt bardzo wyrwę je z kontekstu). Zastanawiam się, dlaczego wkurza Cię to zdanie z piosenki Nosowskiej/O.S.T.Rego. Bo mi się wydaje, że oni wcale nie próbują Ci powiedzieć, ze to źle, że nie masz planu. Chyba właśnie jakoś starają się powiedzieć, ze to nie ambicje są najważniejsze, nie idealnie poukładane życie i "po trupach do celu", ale wiara jakoś w każdy dzień, kolejny. Aby mieć plan, by żyć. By odnajdywać w każdym dniu choć milimetr szczęścia, własnego spełnienia ( w różny sposób, może to ta nielubiana przez Ciebie pasja, może miłość, może wiara, Bóg, drugi człowiek, może wszystko na raz). I ja chyba też zawsze traktowałam to jako coś, co chce przekazać mi Bóg. Że nie ma sensu niczego planować. Że ambicją można się wypalić. I wydaje mi się, że posiadanie pasji wcale nie musi być czymś, co się uważa, że robi się to na 100% dobrze. To chyba bardziej chodzi o pewną przyjemność i dostrzeganie w niej jakiegoś sensu każdego dnia. I co jak co, ale np. ja w Tobie widzę ogromną pasję pisania, taką wspaniałą. Wiadomo, że każdy z nas jest tym najbardziej krytycznym krytykiem (sama też tak mam wobec siebie, najchętniej za każdym razem rzuciłabym to wszystko, czemu jakoś poświęcam samą siebie, bo wydaje mi się, ze to nie ma sensu dalej ciągnąć.). To prawda, jak ktoś tu wspomniał, że hasło "pasja" stała się strasznie marketingowa, ale chyba też dlatego, że sami dopisaliśmy sobie do nich pewne dziedziny sztuki, umiejętności. A przecież to nie tylko o taką pasję chodzi. Dla mnie tą, którą wiem, że mam na pewno, to pasja do życia i chyba odnalezienie jej w sobie, czy przy pomocy Boga, czy innych ludzi, jest najpiękniejszym spełnieniem człowieka tutaj. I tu też kryje się właśnie ta "niekonieczność" posiadania planu. to fakt, można krytykować tych, co go mają i tych co nie mają. Ja należę do tych drugich, ale w pełni podziwiam tych, co wiedzą konkretnie do czego dążą i potrafią się często zaangażować w coś w miliard procent, aby zrealizować swój plan. Dla mnie to trochę zabójcze, bo przestaje się powoli zauważać mnóstwo rzeczy, osób i spraw wokół siebie, ale skoro ktoś potrafi w ten sposób - to gratulacje.

    No i w sumie wyszło bez puenty i chyba bez jakichś większych wniosków. Taka potrzeba jakaś nadeszła mnie tu u Ciebie "wyżalenia się". Nastrajasz do tego swoimi wpisami. W sensie powodujesz u mnie aktywniejsze myślenie - dziękuję! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pozwoliłam sobie trochę ten fragment piosenki wyrwać z kontekstu ;) Wiadomo, że jej głównym czy jedynym przesłaniem nie jest dyskredytowanie ludzi, którzy na pytanie "co chciałbyś robić w życiu?" są zmuszeni w zgodzie ze sobą odpowiedzieć "ech, nie wiem". Jednakowoż, słuchając tych paru wersów, i na przykład tego "dla wszystkich, tych co nie boją się żyć, dla wszystkich, tych co mają plany na przyszłość, dla wszystkich, tych co mają odwagę - jedna miłość!", ja, jako osoba bez planu na przyszłość, czuję się trochę wykluczona...
      Nie uważam, że ktoś, kogo pasją jest na przykład granie na gitarze, musi to robić w 100% dobrze. Tak jak piszesz - musi po prostu mieć z tego przyjemność. A u mnie właśnie z tymi pisaniem jest różnie ;) Dlatego "pasją" tego nie nazywam, raczej - jednym z moich zajęć. Ale cieszę się, gdy czytam słowa takie jak Twoje - że to, co wyklikałam, powoduje u kogoś aktywniejsze myślenie. To nadaje sens!
      To nie tak, że ja nie lubię ludzi z pasją czy z planem na życie. Ja ich lubię! :D Ja ich też podziwiam, nawet może - zazdroszczę. Tylko... nie przekreślajmy tych, którzy tak w życiu nie mają.

      Usuń
  3. Tekst wiele mówiący, dający do myślenia. Od siebie powiem tak: zauważyłam, że posiadanie jakiejś pasji stało się po prostu "trendi" i już. Nie masz pasji=nie żyjesz? Nie jesteś w kręgu "elyty"? Swego czasu, głównie gdy byłam w gimnazjum i liceum, na potęgę pisałam wiersze i różne opowiadania. To była moja pasja, słowa wręcz same zmuszały palce do pisania. PS- pisałam zawsze najpierw na kartce, potem przepisywałam na komputer- nie wyobrażałam sobie, żeby było inaczej :) 5 lat temu skończyłam liceum. I muszę przyznać, że ta pasja jakoś... odeszła. Owszem, stanowiła bardzo ważną część mojego życia, ale życia w tamtym właśnie okresie. A teraz... też nie mam Pasji przez duże "P". Lubię robić wiele rzeczy, nawet nadal pisać, ale nie stanowi to centrum mojego życia. Chyba tak po prostu ma być, nie zastanawiam się, może kiedyś znów coś odkryję? :) Nie czuję się przez to gorsza ani nawet inna. Aczkolwiek nie powiem- zazdroszczę ludziom, którzy grają na gitarze. Zabierałam się za naukę 2 razy i...nic :( A co do planu na życie- też go nie mam. Obecnie. Kiedyś miałam, ale zostały zweryfikowane przez życie. Przypomina mi się tekst (nie wiem, nie pamiętam, gdzie usłyszałam): "Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach". :) Więc planów nie mam, jedynie ukryte marzenia, gdzieś tam w sercu, dot. np. tego co chciałabym w życiu robić, itd. Ale zobaczymy, zostawiam to Jemu, niech poradzi sobie ze mną :) PS- ja też nie umiem gwizdać. [J.G.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, droga J.G., za miły komentarz, i nawet wydaje mi się, że rozszyfrowałam, co się kryje pod tymi inicjałami ;)
      Widzę, że na sporo spraw mamy podobne spojrzenie. Racja, niech On nas prowadzi i niech sobie z nami radzi ;)

      Usuń
  4. ale to jest dobre Marianko! :) Świetnie ujęłaś parę rzeczy o których często myślę. Szukam. Czasem nawet w google : "chcę coś robić nie wiem co". Ale będzie co ma być. Uważam że trzeba szukać "w realu". Niekoniecznie pasji, ale czegoś co sprawia przyjemność, do czego nas ciągnie. Nie u każdego wszystko jest tak samo. ZOBACZY SIĘ JAK BĘDZIE :)
    swoją drogą też nie umiem gwizdać. może nie że zupełnie ale nie tak jak bym chciała!
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :) ha, okazuje się, że nas, "niegwizdających", jest całkiem sporo! ;)

      Usuń