I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

środa, 17 sierpnia 2011

Ania z Wyspy Księcia Edwarda, L.M. Montgomery

... czyli "niepublikowany wcześniej ostatni tom przygód Ani z Zielonego Wzgórza", jak głosi okładka. Mało trafne, zwłaszcza użyte tu słowo "przygody". No ale może od początku.

"Anię z Zielonego Wzgórza" dostałam na któreś urodziny (6? 7?) wraz z "Pippi Pończoszanką", i jak przystało na małego geniusza, pochłaniającego książki zanim jego rówieśnicy nauczą się odróżniać poszczególne literki, szybko zaprzyjaźniłam się z obiema rudymi dziewczynkami. Potem były kolejne części, czytane tak, jak nakazywałby rozsądek - w chronologii świata przedstawionego, a i potem wielokrotnie niechronologicznie - w myśl zasady "czytamy to, na co mamy ochotę".
Początkowo zniechęciła mnie "Rilla ze Złotego Brzegu", bo wojenna tematyka była dla mnie zbyt przygnębiająca; ale potem spodobała mi się dużo bardziej, i to z niej czerpałam sporo wiedzy dotyczącej Pierwszej Wojny Światowej (tak jak wiedzę o Poznaniu '56 z "Kalamburki" Małgorzaty Musierowicz - pozdrawiam próbną maturę z historii: Wydarzenia w Polsce opisane poprawnie, z podaniem wielu szczegółów, wydarzenia na Węgrzech zbyt ogólnikowo. To nie moja wina, że Musierowicz nie pisała nic o Węgrach.) Za IX i X część "Ani" uważałam zawsze "Opowieści z życia Avonlea" i "Dalsze opowieści z życia Avonlea", chociaż w powieściowej chronologii trudno byłoby gdziekolwiek umieścić te zbiorki opowiadań, w których pojawia się czasami, jako wzmianka lub postać, niejaka Ania Shirley.
Nowo wydana w Polsce "Ania z Wyspy Księcia Edwarda" to w zasadzie też zbiór opowiadań, ale łatwiejszy do chronologicznego podporządkowania. Podzielono go na dwie części - pierwsza dzieje się przed wybuchem I WŚ, druga - między I a II WŚ. Słysząc o planach wydania tej książki spodziewałam się właśnie zbioru opowiadań, ale miałam nadzieję, że bardziej będą związane z Blythe'ami. A tutaj często pojawiają się w formie nieco nachalnie wciśniętych wzmianek typu "Doktor Blythe zawsze twierdził, że", "miała zielone oczy jak Doktorowa Blythe", "pamiętasz, jak w dzieciństwie Nan Blythe mówiła". Trochę mnie to bulwersowało podczas czytania - czy Blythe'owie rzeczywiście byli takim pępkiem Wyspy Księcia Edwarda, żeby każdy musiał o nich ciągle wspominać? Tłumaczy to (i wiele innych kwestii) jednak świetne posłowie - to był kiedyś właśnie osobny zbiór opowiadań, do którego Montgomery dodała te nachalne wzmianki oraz coś już dużo bardziej związanego z Blythe'ami - osobne rozdziały, w których Ania czyta wiersze swoje i Waltera, a członkowie ich rodziny to komentują. Nie przepadam za poezją - muszę każdy wiersz czytać kilka razy, żeby cokolwiek z tego wyciągnąć, i z reguły nie czytam jej dla przyjemności, więc nieco męczyły mnie te rozdzialiki. Były jednak ciekawe z powodu pojawiających się tam Blythe'ów, dawały poczuć ten klimat z "Doliny Tęczy", "Rilli" i "Ani ze Złotego Brzegu", no i trochę nowej wiedzy o dalszych losach ich rodziny (jak kiepski, ostatni rozdział "HP i Insygnia Śmierci" - Gilbert, nazwany tak po dziadku...) Z drugiej strony, wydawało mi się dziwne, że w poprzednich częściach nic nigdy nie wspomniano o zwyczaju wieczornego czytania wierszy w Złotym Brzegu, ani o tylu opisanych w książce rzekomo bliskich znajomych Blythe'ów. Denerwowały mnie też naiwne, prostackie końcowe komentarze Zuzanny Baker. Jedna z moich ulubionych scen w całym cyklu to fragment "Rilli", w którym wściekła Zuzanna przewraca się, próbując kopnąć kota dwiema nogami na raz. A tutaj, niestety, nie jest dawną postacią pełna humoru, a jakąś głupią, płytką, wiecznie plotkującą gospochą. Nie lubię takiej Zuzanny. 
Czego jeszcze nie lubię? Zmieniania imion postaci, bohaterów mojego dzieciństwa! To pewnie wina innego tłumacza i braku konsekwencji, ale nie podoba mi się, że Krzysiu Ford jest Kennethem, Jim Blythe Kubą (to Kapitan Jim to Kapitan Kuba? Przecież to nie brzmi!), adorator Zuzanny, Księżyc w Pełni, jest tu nazywany Wąsaczem (Wąsacz? Po prostu facet z wąsami! Księżyc w Pełni wyraża wszystko!), a Flora - raz Faith, a raz... Florą (a tego to już  w ogóle nie jestem w stanie zrozumieć.)
A same opowiadania... Trochę banalne. Chłopiec pewny, że jego ojciec nie żyje, a którego ciotki ciągle mówią "o kimś będącym w więzieniu", nagle spotyka nieznajomego, i zgadnijcie, kim on jest? Dziewczyna ucieka z domu, żeby nie wychodzić za mąż za mężczyznę, którego nigdy nie widziała, i zakochuje się w biednym ogrodniku, który okazuje się, zgadnijcie kim? Mężczyzna porywa kobietę, w której kocha się jego brat, i zgadnijcie kto tu się w kim zakocha po kilku dniach znajomości? Sporo miłości i oświadczyn po kilku dniach, ja bym radziła trochę więcej ostrożności w tych sprawach! I te całe zapowiadane skandale. No powiedzmy, morderstwo z zimną krwią, nieślubne dziecko. Ale były też takie wstawki, które mnie nieco zniesmaczyły, nie tego się spodziewałam po "tomie przygód Ani z Zielonego Wzgórza". Pamięta ktoś może opisany pierwszy pocałunek Ani i Gilberta? Gilbert przytulił ją do siebie i złożył na jej ustach pierwszy gorący pocałunek. No dobra, sprawdziłam, jednak jest gorący, i konfrontując to z opisami pocałunków z "Ani z Wyspy Księcia Edwarda" doszłam do wniosku, że jednak nie będzie widać takiego kontrastu. Ale określenia typu  Kochali się codziennie, w każdy delikatny, szmaragdowy wieczór i noc lśniącą kryształowym przepychem już mi trochę pachną słabym Harlequinem. Wiem, czepiam się.
Ponarzekałam, bo zawsze narzekam, jednakowoż na koniec stwierdzę (prawie jak w wypracowaniu podstawówkowym na temat "w liście do kolegi poleć mu ostatnią przeczytaną przez ciebie książkę") iż bardzo mnie to dziełko L.M. Montgomery wciągnęło! Niezmiernie miło było mi powrócić na Wyspę Księcia Edwarda. Miałam niespotykane wrażenie, że z jednej strony wracam do czegoś, co już znam, ale z drugiej - było to przecież coś zupełnie nowego. I chyba muszę przeczytać jeszcze kiedyś to wszystko Montgomery, czego nie czytałam wcześniej, bo to całkiem przyjemne wrażenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz