[Sięgnęłam, bo zawsze, już od wczesnej podstawówki, chciałam się dowiedzieć, czym jest słynny w kręgach "Edu" strzał Lorda Jima.]
Jądro ciemności znam, rzecz jasna, z liceum. Czytało mi się je ciężko, było mało czasu, no i lektura, nie? Lektury czyta się ciężej.
Jądro ciemności znam, rzecz jasna, z liceum. Czytało mi się je ciężko, było mało czasu, no i lektura, nie? Lektury czyta się ciężej.
Ale pamiętałam, że mimo wszystko, to dobra książka była.
I ten tu Lord Jim podobnie.W ogóle podobna ta powieść do nieco krótszego Jądra ciemności - tematyka, nastrój, sposób opowiadania historii w zasadzie te same.
Początkowo LJ bardzo mnie wciągnął. Poruszył mnie motyw złego uczynku z przeszłości, który ciągnie się za bohaterem; którego się wstydzi, którego w zasadzie nawet nie chciał, ale teraz nic już na to nie poradzi, bo się stało; który jest ujmą na honorze, o którym wolałby zapomnieć, od którego próbuje uciec. Byłam więc poruszona i zainteresowana, ale stan ten nie utrzymał się długo. Książka była dla mnie po prostu męcząca. Męczący posępny nastrój morskich podróży i dzikich dżungli. Męcząca ciężka tematyka w połączeniu z brakiem jakiegokolwiek humoru. Męczący styl. Mam czasami problemy z koncentracją, i trudno mi ogarnąć całość, jeśli napisana jest w taki zagadkowy sposób, pełen niedomówień - czytający sporo musi się domyślać. Nie chodzi mi o to, że wszystko ma być podane na tacy jak w czytance z elementarza, ale mówienie o jakimś wydarzeniu przez kilkanaście czy kilkadziesiąt stron na zasadzie "to co się stało", nie tłumacząc, co się stało, jest ponad moje nerwy. Ciągle czułam, że coś ważnego przegapiłam przez tą wybiórczą koncentrację; a postacie pojawiające się w życiu Jima myliły mi się i mieszały ze sobą. No i te długie zdania też nie pomagały! Mniej przecinków, a więcej kropek, poproszę. [Sama chyba też powinnam się do tego czasami stosować.] Zastanawia mnie też nadmiar przymiotników występujących nawet po kilka do jednego rzeczownika czy czasownika, ale to chyba dlatego, że książka w oryginale pisana była po angielsku. Oni tam mają nawet specjalną kolejność przymiotników, ci Anglicy, uczyłam się tego kiedyś na pamięć.
W każdym razie, zmęczona, bo zmęczona, ale przebrnęłam przez Lorda Jima Josepha Conrada i jestem z siebie dumna. Bo to chyba jedna z tych książek, które należy przeczytać, mimo trudności.
W następnym odcinku Lubię czytać książki. prawdopodobnie Ojciec Goriot.
Początkowo LJ bardzo mnie wciągnął. Poruszył mnie motyw złego uczynku z przeszłości, który ciągnie się za bohaterem; którego się wstydzi, którego w zasadzie nawet nie chciał, ale teraz nic już na to nie poradzi, bo się stało; który jest ujmą na honorze, o którym wolałby zapomnieć, od którego próbuje uciec. Byłam więc poruszona i zainteresowana, ale stan ten nie utrzymał się długo. Książka była dla mnie po prostu męcząca. Męczący posępny nastrój morskich podróży i dzikich dżungli. Męcząca ciężka tematyka w połączeniu z brakiem jakiegokolwiek humoru. Męczący styl. Mam czasami problemy z koncentracją, i trudno mi ogarnąć całość, jeśli napisana jest w taki zagadkowy sposób, pełen niedomówień - czytający sporo musi się domyślać. Nie chodzi mi o to, że wszystko ma być podane na tacy jak w czytance z elementarza, ale mówienie o jakimś wydarzeniu przez kilkanaście czy kilkadziesiąt stron na zasadzie "to co się stało", nie tłumacząc, co się stało, jest ponad moje nerwy. Ciągle czułam, że coś ważnego przegapiłam przez tą wybiórczą koncentrację; a postacie pojawiające się w życiu Jima myliły mi się i mieszały ze sobą. No i te długie zdania też nie pomagały! Mniej przecinków, a więcej kropek, poproszę. [Sama chyba też powinnam się do tego czasami stosować.] Zastanawia mnie też nadmiar przymiotników występujących nawet po kilka do jednego rzeczownika czy czasownika, ale to chyba dlatego, że książka w oryginale pisana była po angielsku. Oni tam mają nawet specjalną kolejność przymiotników, ci Anglicy, uczyłam się tego kiedyś na pamięć.
W każdym razie, zmęczona, bo zmęczona, ale przebrnęłam przez Lorda Jima Josepha Conrada i jestem z siebie dumna. Bo to chyba jedna z tych książek, które należy przeczytać, mimo trudności.
W następnym odcinku Lubię czytać książki. prawdopodobnie Ojciec Goriot.
Ciekawe. Ja miałem LJ jako lekturę w liceum, i bardzo mi się spodobał; jak do niego wróciłem po paru latach, to nie dałem rady. Faktycznie, jest ciężki, ale to chyba dobra książka.
OdpowiedzUsuńA Ojca Goriot całkiem niedawno pożyczyłem z biblioteki, ale nie dokończyłem, co mi się zdarza wyjątkowo rzadko.
I anegdota: jeden mój kumpel ze studiów był zafascynowany Ojcem Goriot, i kiedyś skarżył się, że zgubił w pociągu notatnik z jedyną kopią sporego fragmentu brudnopisu swojej pracy magisterskiej. Na pytanie, czy zeszyt ten nie był podpisany, z zawstydzeniem odparł, że był - ale nazwiskiem Eugeniusza de Rastignaca...