Kilka lat temu ktoś powiedział o mnie, że czytam dziecinne książki. Od tego czasu przeczytałam też sporo dorosłych i poważnych pozycji, ale nie zrezygnowałam z literatury dla dzieci. Doszłam nawet do wniosku, że mam w tym zakresie poważne braki, i starałam się je niwelować (Piotrusia Pana, Alicję w Krainie Czarów i sporą część Muminków przeczytałam w ciągu ostatniego roku). Bo dorobek literatury dla dzieci jest piękny, cudowny, wspaniały! Żałuję, że tak mało tego łyknęłam w dzieciństwie, i nie wiem, jak to możliwe, że dopiero teraz sięgnęłam po Pat ze Srebrnego Gaju.
Chyba odstraszały mnie trochę przeczytane na naszym drogim forum opinie, że to Pat była ulubioną serią Montgomery, a Anie pisywała dla pieniędzy. A ja byłam (i jestem!) taką fanką Ań! Ale kiedy sięgnęłam po Anię z Wyspy Księcia Edwarda, to zachwyciło mnie, że tak świetnie czyta się nieznaną do tej pory Montgomery. Nadszedł więc czas na Pat ze Srebrnego Gaju. I chyba nie będę umiała opisać tej książki inaczej niż opierając się na podobieństwach i przeciwieństwach do Ań i Emilek.
Początek PzSG wydawał mi się nazbyt dziecinny. Inaczej niż w AzZG, gdzie pierwsze rozdziały przedstawiają świat trójki dorosłych, tutaj od razu zostajemy wprowadzeni w świat dziecka. Główna bohaterka jest o te kilka lat młodsza niż Ania Shirley, i dlatego też trudno było mi wczuć się w ten początkowy fragment. Bohaterki Montgomery mają jednak to do siebie, że na przestrzeni kilku kartek i rozdziałów szybko dojrzewają - choć nigdy do końca nie tracą dziecięcej umiejętności postrzegania świata.
Głównym rysem Pat jest jej przywiązanie do domu. Trochę, moim zdaniem, przesadne - miałam wrażenie, że ważniejsze jest dla niej, żeby cała rodzina była, razem, bo tego chce Srebrny Gaj, niż rodzina sama w sobie.
Ania była sierotą, jej miłość do Zielonego Wzgórza wydawało mi się bardziej racjonalna. Droga Patrycjo, pamiętaj, że są rzeczy ważne, i ważniejsze. Chociaż o tych ważniejszych Pat chyba wie dość sporo - świadczą o tym mądre fragmenty na temat wiary.
Ania była sierotą, jej miłość do Zielonego Wzgórza wydawało mi się bardziej racjonalna. Droga Patrycjo, pamiętaj, że są rzeczy ważne, i ważniejsze. Chociaż o tych ważniejszych Pat chyba wie dość sporo - świadczą o tym mądre fragmenty na temat wiary.
Pat odmówiła paciorek. "Aniele Boży, Stróżu mój" i "Modlitwę Pańską", a potem pomodliła się własnymi słowami. To było najmilsze. Nie rozumiała, jak można nie lubić się modlić. Maja Binnie powiedziała jej ostatnio w niedzielnej szkole, że modli się tylko wówczas, gdy się czegoś boi. Coś podobnego! Pomodliła się za wszystkich najbliższych (...).
(...) naczytał się o tylu strasznych rzeczach w historii, iż przestał wierzyć w Boga. To musi być straszne. Jak człowiek może żyć nie wierząc w Boga?
Odniosłam wrażenie, że oprócz trzech głównych postaci, cała reszta bohaterów została zarysowana bardzo płytko. Zwłaszcza matka, chociaż tłumaczy ten fakt powtarzane kilkukrotnie słowa mówiące, iż była spokojna, wyciszona emocjonalnie, i nieco zabiegana. Ale nawet jeśli chodzi o najukochańszego brat Pat, Sida, to w zasadzie niewiele o nim wiemy. Podobnie z jej przyjaciółką, Bietką. Od początku mówi się o jej słabym zdrowiu, dziwnym wyrazie oczu - aha, coś się z tą postacią stanie. Ale skupienie narracji na Pat nie pozwoliło mi nawet poznać Bietki, mało obeszła mnie jej śmierć. Swoją drogą, w Ani z Szumiących Topoli też była śliczna, marzycielska dziewczynka o imieniu Elżbieta... W Ani z Wyspy Księcia Edwarda Długi Alec - tutaj Długi Alek. Nie sposób też uniknąć porównania Judysi i Zuzanny Baker - obie fantastycznie plotkują, a to jeden z aspektów twórczości Montgomery, który zawsze bawi mnie najbardziej. W ogóle Judysia świetną postacią jest (ale drażniło mnie jej powiedzenie przecie powiadam...).
Losy Pat przypominają historię z Ani z Zielonego Wzgórza. Czasy szkolne, przyjaciółka, przygotowania do egzaminu, nauka w Akademii, powrót do domu. Natomiast główna historia miłosna, czyli przyjaźń z Szkrabem-Hilarym, przypomina mi raczej opowieść o Emilce i Tedzie, oni chyba też przyjaźnili się od dzieciństwa? Szczerze mówiąc, niezbyt dobrze pamiętam Emilki, może należałoby to zmienić. Jednak pod koniec PzSG znowu widać podobieństwo do AzZW - on w niej zakochany, ona traktuje go jak przyjaciela. Czuję jednak, i Judysia też, że tylko jej się wydaje, że to przyjaźń. Pewnie dowiem się na ten temat więcej w następnej części - bo zakończenie aż prosi o to, by od razu sięgnąć po Panią na Srebrnym Gaju.
Póki co, u mnie na półce czeka Lord Jim, i to pewnie on zagości w kolejnym odcinku Lubię czytać książki.
Hm, hm.
OdpowiedzUsuńA propos książek "poważnych" i "dziecinnych", to nie mogę się powstrzymać przed cytatą:
"(...) Wszystko na niby. Błazeństwo poubierane w poważne garnitury. Poważne miny. A co oni robią z tym światem? Ja mam minę błazna i wariata, ale potrzebuję powagi i prawdy."
Nie wiem jak inni, ale coraz mocniej widzę, jak bardzo, bardzo, ale to bardzo to jest prawdziwe... Więc czytajmy książki dla dzieci. One są często bardzo prawdziwe, w głębokim tego słowa znaczeniu (bo w warstwie faktograficznej zwykle nie).
Ja na ten przykład już nie mogę się doczekać, aż będę czytał książki z moją Młodą. To świetna okazja, żeby sobie odświeżyć stare książkowe znajomości. Pewnie AzZW też mnie czeka, no i (oczywiście) MM - czeka sobie na półce, ładnie poowijana (moja Najżońsza wniosła w wianie chyba z połowę tomów).
I od razu jeszcze jedna uwaga do listy książek: "Mythopoeia" J.R.R.T. Po pierwsze, jak Ci ktoś powie, że czytasz dziecinne, to mu walniesz greckim tytułem, coby się odpier...wiastkował. Po drugie, to to mądre jest (a propos literatury i prawdy w niej zawartej).