I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

niedziela, 6 listopada 2011

Habemus papam - mamy papieża, N. Moretti

- Wybrali papieża!
- O! A kto nim został?
- Jakiś Habemus Papam - odpowiedział kilkuletni wtedy braciszek.

Tym wspomnieniem pozwalam sobie rozpocząć opis tego dość głośnego filmu. Głośnego pewnie zwłaszcza w Polsce - bo temat "papieski" był i przez nas eksploatowany, i przez nas chętnie oglądany; na dodatek występuje tam Stuhr. Jerzy. Tzn. ten Stary Stuhr. No, i przecież miało być obrazoburczo? Targnijmy się na tradycję, pokażmy kardynałów grających w siatkówkę!
Nie wiem czy wyszło. W zasadzie to mam problem: traktować ten film jako komedię, czy jako dramat? Może jako groteskę? Z jednej strony dramatyczny wątek nowo wybranego papieża, który czuje wewnętrzny opór przed przyjęciem na siebie odpowiedzialności. Ten całkiem sympatyczny, dobrotliwy dziadek okazuje się niespełnionym aktorem. Czyżby aluzja do aktorskich doświadczeń Karola Wojtyły? A może ja też mam się bać przyszłej depresji, bo zrezygnowałam z prób dostania się na kierunki aktorskie? W każdym razie, papież nie podołał. Nie pomogli mu nawet najlepsi rzymscy psychoanalitycy. Tak mnie zastanawiało - czy papieżowi nie powinien w takiej sytuacji pomóc przede wszystkim jego kierownik duchowy? No i w ogóle, nie żebym się bardzo znała, ale polecam w takiej sytuacji zwrócić się jednak przede wszystkim do Boga.
Brak Boga widać też w tym drugim, komediowym aspekcie filmu. Ukazuje w dość zabawny sposób specyficznego bohatera zbiorowego - kardynałów biorących udział w konklawe. Chyba najsłynniejszym motywem z filmu będzie turniej siatkówki, zaproponowany przez psychologa, aby ich zintegrować, ożywić, czymś zająć. Bo tak to siedzieli. Grali w karty. Jeden palił papierosa, drugi układał puzzle. Nie rozumiem, czemu żaden z nich się nie modlił? Nie czytał książek? Może jestem naiwna, ale wierzę że część kardynałów właśnie takimi sprawami się zajmuje.
I wyszedł taki dziwny twór. Mam wrażenie, że byłby to dobry film, gdyby historię umieścić w innym kontekście. Nie tym kościelnym, bo wyszło nieautentycznie. Jakimś innym, no nie wiem, wolna elekcja? Usilne unikanie patosu zbanalizowało ważną sprawę, odwracając uwagę od sprawnie opowiedzianej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz