Les Miserables - Nędznicy 2012, reż. T. Hooper
Na "Nędzników" poszłam nieco z zaskoczenia, bo zwolnił się i tak już zarezerwowany bilet, a zawsze to miło wyskoczyć sobie do kina wtedy, kiedy się człowiek powinien intensywnie uczyć do koła z analizy muzycznej, lub też egzaminu z historii muzyki. I nawet nie ma się wyrzutów sumienia, bo można sobie przy okazji oglądania "Nędzników" powtórzyć podstawowe informacje na temat musicalu, poruszane na ostatnim wykładzie. Jedynym moim oczekiwaniem dotyczącym seansu było "odpocząć!" oraz "popatrzeć trochę na Hugha Jackmana", nie znałam ani literackiego, ani scenicznego pierwowzoru, nie spodziewałam się artystycznego zachwytu. I to było chyba odpowiednie podejście. Bo ci, którzy spodziewali się CZEGOŚ, wychodzili z kina (i to jeszcze w trakcie seansu) zawiedzeni, ja natomiast byłam całkiem zadowolona.
Wciągnęło mnie! Mimo 3 godzin w fotelu, nie byłam znudzona, nie odczuwałam dłużyzn, a trzeba przyznać, że podczas oglądania filmów zdarza mi się to niestety bardzo często.
Hugha urok menela ciut mnie onieśmiela./ theproducersperspective.com |
Bardziej przypadła mi do gustu pierwsza część filmu (świetny menelowaty Jackman na początku!), niż ta druga z koniecznym przesłodzonym wątkiem miłosnym (Urocze, mogę już rzygać?) w której młodzi rewolucjoniści całkiem nieźle śpiewali (i wyglądali) ale Jean Vanjean stał się już zbyt święty, by to przełknąć bez mrugnięcia okiem.
A mimo to był przekonujący! Hugh Jackman to dla mnie przede wszystkim Leopold z Kate i Leopold, i nie przeszkadza mi, gdy taki archaiczny Leopold sobie śpiewa, zamiast mówić normalnie, za to przeszkadza mi, gdy robi tak Gladiator. Oj, Russell Crowe szału nie robi. A scena, w której śpiewa do gwiazd na tle katedry Notre Dame to już naprawdę przesada. Wypadło komicznie, a nie lirycznie, i nawet zagorzałe fanki Russella były zniesmaczone. Hm, a chyba zwłaszcza one. Dobrze, że przynajmniej nie tańczył... Chociaż nie miałabym nic przeciwko trochę większej ilości tańca w, bądź co bądź, musicalu.
Bo to taki naprawdę muzyczny musical. Na palcach jednej ręki (ewentualnie dwóch) można policzyć nieśpiewane kwestie, a fabuła nic na tym nie traci. Chyba że zaczyna cię irytować to ciągłe śpiewanie. Osobiście bardzo lubię musicale, i chętnie przyjmuję tę konwencję, ale rozumiem, że to może być po dwóch godzinach nieco denerwujące. Mnie nie denerwowało, ale miło się potem z tego ponabijać, śpiewając O mamo, o mamo, czy ty wiesz, ach czy ty wiesz, jak dojść mamy do naszego samochodu? Bo ja zgubiłam drogę i nie wiem, nie wiem, gdzie iiiiiiść! ...
Świetne piosenki (np. piosenka prostytutek i o prostytutkach od wczoraj mnie nie opuszcza! To nie miało się rymować.), chociaż trzeba przyznać, że nie wszyscy aktorzy z Hollywood powinni śpiewać, o nie. Ale nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, wyszło naturalnie. Momentami dość nędznie. Jak przystało na "Nędzników". Fabuła, której nie znałam, wciągnęła mnie, chociaż zakończenie bije patosem po oczach, były momenty poruszające (młody Gavroche! To dopiero fajna rola drugoplanowa, a nie tam Księżniczka Genovii! Chociaż ma obojczyki i też nieźle śpiewa, zwłaszcza - I Dreamed a Dream), i zabawne - w dość naturalistyczny sposób, co niektórych obrzydzało, ale mi raczej przypadły do gustu sceny z karczmarzami (ogromne zaskoczenie - świetny Borat! No i Helena Bonham Carter, jędza jak zawsze). Czego chcieć więcej od musicalu? Ja nic więcej nie chciałam. Więc wyszłam raczej zadowolona. Ale nie zachwycona.
I bardzo chętnie obejrzałabym sobie jakąś wersję sceniczną. Oraz "Nędzników" z 1998 r., gdzie Valjeana gra Liam Neeson. I książkę też przeczytam, a co. Bo czułam się upokorzona tym, że fabuła ta była mi obca! Więc już nie będzie. Polubiłam ją. I piosenki też. A czy polubiłam film? Hm. Na pewno nie na tyle, by iść drugi raz do kina. Ale raczej na tyle, by kiedyś, za parę lat, chętnie obejrzeć go sobie jeszcze raz. Bardzo nie chciałam się sugerować innymi opiniami o "Nędznikach", ale może już oddziałuje na mnie to, co przypadkowo przeczytałam - że trudno sobie o tym filmie wyrobić konkretne zdanie.
Lovely Ladies, waiting in the dark...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz