Eragona wypadało w końcu obejrzeć. Nie spodziewałam się arcydzieła, i słusznie. Reklamowany na Polsacie słowami "Zwyczajny chłopak dowiaduje się, że jest Wybrańcem. Czy uda mu się pokonać siły zła?", jest dużo słabszy od innych filmów, które możemy określić tymi samymi słowami - jak Harry Potter czy Władca Pierścieni. Mimo dobrej obsady (John Malkovich, Jeremy Irons - Brom taki, jakim go sobie wyobrażałam), sporo psuje aktor obsadzony w roli głównego bohatera. Wypada po prostu kiepsko, gorzej niż chociażby Daniel Radcliffe czy Elijah Wood. No i ten beznadziejny polski dubbing... Nie rozumiem dlaczego w polskiej wersji wszyscy bohaterowie posługują się jakimś stylizowanym na starodawny językiem, ze składnią a'la Yoda. W książce przecież mówią zupełnie normalnie! Nie wykorzystano możliwości do zrealizowania fajnych, spektakularnych scen, jakie daje obecność smoka - myślę, że można było wytworzyć jakąś dużo bardziej zachwycającą postać. No i Farthen Dur - po opisach w książce spodziewałam się czegoś naprawdę niesamowitego, a tu klops.
W ogóle film to klops, nie zachwyca ani trochę. Groszy od książki, ale to przecież nic nadzwyczajnego - filmy lepsze od książkowych pierwowzorów to tylko Dziennik Bridget Jones (bo książka jest beznadziejna w każdym calu, a film przynajmniej momentami zabawny) i Harry Potter i Więzień Azkabanu (bo w książce nie było Gary'ego Oldmana). Co więcej, jeśli ktoś zna książki Paoliniego, widzi sporo nieścisłości z pierwowzorem i tym, co pojawiało się później w dalszych częściach. W każdym razie, nie dziwię się, że producenci nie chcą realizować kolejnych części cyklu, mimo iż następne tomy są coraz lepsze, i mogłyby być ciekawszą bazą pod filmowe adaptacje.
Tja.
OdpowiedzUsuńDwie kozy żrą taśmę wideo i rozmawiają: "i co, dobry ten film?" - "e, książka była lepsza".
A poważniej: książkę chętnie sobie przeczytam, to ponoć fajne czytadło, prawda? Ale zawsze, kiedy o niej myślę, tłucze mi się po głowie pytanie: czy jest możliwe, by normalny dziewiętnastolatek napisał dobrą powieść? Tzn. mam na myśli, czy tak młody człowiek bez jakichś nadzwyczajnych przeżyć na koncie (nie wiem, jakaś wojna czy co) jest w stanie popełnić dzieło, które będzie czymś więcej niż dobrym rzemiosłem?
No, "fajne czytadło" to niezłe określenie, a skoro po głowie tłucze Ci się takie pytanie, to należy znaleźć na nie odpowiedź i sięgnąć po książkę z niebieskim smokiem na okładce. Na moje, to po prostu "fajne czytadło", a nie "dzieło" - a kolejne części pokazują, że im autor starszy, tym lepiej pisze, więc może niekoniecznie trzeba było tak się spieszyć z wydawaniem "Eragona", i poczekać aż podrośnie, przeczyta co napisał wcześniej, i poprawi niedociągnięcia...
OdpowiedzUsuń