Nie znam ani literackiego pierwowzoru, ani innych ekranizacji. Film trzymał w napięciu, aktorzy grający Holmesa i Watsona zagrali przekonująco, a całość zachęciła do zapoznania się z czymkolwiek pióra Arthura Conana Doyla (nie wiem, czy po tym jak widziałam film, to nie zdecyduję się jednak na coś innego o Sherlocku). Więc na plus. Nasunęły się nam, mi i Najmłodszemu, następujące skojarzenia:
- Po paru minutach filmu NJMŁ wykrzyknął: Ja już wszystko wiem, to jest jak Scooby Doo! Trochę jest w tym racji, chociaż nie do końca - ale schemat podobny.
- NJMŁ połyka aktualnie książki o tym angielskim (nie naszym, słynnym ostatnimi czasy, polskim) Harrym Potterze, i właśnie kończy Księcia Półkrwi, stwierdził więc, że Sherlock i Watson są jak Dumbledore i Harry. Nie mogę odmówić kolejnego przyznania mu racji. Ten stojący wyżej wie więcej, a ten stojący niżej wie mniej, i mu się to nie podoba. Wypisz-wymaluj Harry i Albus Persival Wulfryk Brian.
- A to już moje: ach, te angielskie wrzosowiska! Tajemniczy ogród, Dziwne losy Jane Eyre, Wichrowe Wzgórza. Istota tajemniczości i klimatu. Już samo słowo wrzosowiska ma w sobie to coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz