Pytanie "po co to oglądać teraz, jak zaraz będą puszczać w telewizji" uważam za bezzasadne. Po pierwsze, puszczać w telewizji będą mniej więcej w tym czasie, kiedy my jesteśmy na Pasterce. Po drugie, film wprowadza mnie w świąteczną atmosferę, więc lepiej chyba wprowadzić się w nią jeszcze przed Świętami. Po trzecie, jest świetny, więc dlaczego nie obejrzeć go wtedy, kiedy ma się na to ochotę?
Spotykam się z wieloma różnymi opiniami na temat tego filmu. Najczęściej (zwłaszcza wśród kobiet, acz nie tylko) można usłyszeć "oooooch, tańczący Hugh Grant!" (bo kurczę, to jest naprawdę fenomenalna scena!) lub "oooooch, Colin Firth mówiący po portugalsku" (jak dla mnie, ofiara z niego jak zawsze). "Miłe, dobrze zagrane przez doskonałą obsadę" - tak brzmiała by chyba średnia, przykładowa opinia. Nie mogę natomiast zgodzić się z tym, co na temat tego filmu powiedziała na zajęciach Pani Doktor od Filmu - zresztą, już na tych zajęciach się z nią nie zgodziłam, ale teraz mam więcej argumentów. Stwierdziła, iż "To właśnie miłość" to nie komedia romantyczna, a raczej należałoby ją nazwać komedią romantyczną à rebours - gdzie wartości komedii romantycznej są odwrócone, bo wątki nie kończą się tradycyjnym, szczęśliwym zakończeniem.
Przyjrzyjmy się im zatem. Przypominam tym, którzy filmu nie pamiętają lub nie znają (są tacy?), iż zawiera on sporo, bo chyba aż 10, wątków, których główny temat to właśnie miłość. Wszystkie jakoś się ze sobą łączą, ktoś tu jest czyimś przyjacielem, ktoś bratem, a ktoś kumplem z pracy, ale w zasadzie są to osobne opowieści.
- Nowy, luźny premier zakochuje się w pracowniczce swojego biura. Zakończenie - och, jakże szczęśliwe i odpowiadające regułom komedii romantycznej! Po znaku z jej strony on przemierza "te gorsze" części Londynu w poszukiwaniu ukochanej, co kończy się romantycznym pocałunkiem na oczach całej szkoły zgromadzonej z okazji jasełek. Bardzo wdzięczna historyjka.
- Pisarz zdradzany przez żonę (a jej kochankiem był jego brat, szczyt chamstwa!) wyjeżdża do Francji, a prowadzić dom pomaga mu młoda Portugalka. On nie mówi po portugalsku, ona nie mówi po angielsku, w ogóle nie mówią w żadnym wspólnym języku oprócz języka obopólnego zauroczenia. Zakończenie - przepisowo zaręczyny i pocałunek na oczach całego portugalskiego miasteczka.
- Dwoje dublerów do scen erotycznych co i rusz spotyka się na planach filmowych. Zakochują się w sobie. (Po filmie obejrzeliśmy tak wychwalany trailer do Hobbita. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że dzięki LA wiemy już, jak Bilbo Baggins wygląda bez ubrań.)
- Chłopak uważa, że aby mieć powodzenie u kobiet, musi wyruszyć do USA, bo Angielki są zbyt oziębłe. I ma rację! W pierwszym barze napotyka 4 zainteresowane nim panienki, a po miesiącu jedną zabiera z powrotem do Londynu, przywożąc również jej siostrę dla swojego kumpla. Wszyscy zachwyceni.
- Zdezelowany bezkompromisowy rockman (świetna, świetna postać, bawi mnie każda scena z nim) odgrzewa starą piosenkę, która mimo całej swej szmirowatości staje się świątecznym przebojem. W całym blichtrze imprez u sir Eltona Johna dochodzi do niego, że miłością jego życia jest gruby manager, i to z nim chce spędzić Święta. Tak, wątek homoseksualny, chociaż moja Mama i jej koleżanki upierają się, że wcale nie ("kochał go, ale jako przyjaciel!").
- Uroczy jedenastolatek (grany przez 13-letniego wówczas Thomasa Brodie-Sangstera, który wyglądał na mniej więcej 7 lat) zakochuje się bez wzajemności w tzw. "najfajniejszej dziewczynie w szkole". Niestety, owa dziewczyna wyjeżdża do Stanów. Chłopiec wykorzystuje ostatnią okazję, i jedzie za nią na lotnisko. Zastanawiało nas, skąd tak dobrze znał lotnisko, że biegał po nim jak po własnym podwórku (ja na lotniskach przejawiam raczej tendencje do gubienia się lub bagażu). W każdym razie operacja się opłaca, bo młody dostaje buziaka. A dziewczyna po miesiącu wraca.
- Ojczym wyżej opisanego chłopca rozpacza po śmierci żony (wzruszająca scena Liama Neesona, fajnie płaczący facet!). Przejawia pewne zauroczenie modelką Claudią Schiffer (i nawet jego żona kazała mu na swój pogrzeb przyjść z Claudią). Na szczęście mężczyzna odnajduje wspólny język z osieroconym chłopcem, a na dodatek poznaje matkę jego kolegi ze szkoły, którą gra właśnie Claudia Shiffer. Całkiem zgrabne zakończenie. (Dobra, do tej pory tendencyjnie dobierałam te szczęśliwsze wątki, żeby wyszło na to, że mam rację. Każdy z powyższych wątków w samotności byłby pewnie dość mdłą, typową komedią romantyczną; gdyby film zawierał tylko powyższe historie, byłby nie do zniesienia rozkoszny, jak nadmiar lukru, polewy i słodkiego kremu na torcie. A jak wiadomo, tort jest dobry wtedy, kiedy nie jest słodki, więc mądrzy twórcy filmu wrzucają do tego wszystkiego trzy wątki zaprawione nieco goryczą.)
- Na firmowej zabawie pewną nieśmiałą dziewczynę do tańca prosi posągowy projektant, w którym ona kocha się od pierwszego wejrzenia. I wszystko idzie całkiem nieźle; do momentu, kiedy do dziewczyny dzwoni jej brat, chory psychicznie. Dziewczyna żyje w dużym poczuciu obowiązku wobec brata, i mimo tego, że w jej łóżku w samych slipkach leży mężczyzna jej życia, ona jedzie do brata do ośrodka. Ale może jednak to nie koniec tej historii? Może spróbują kiedyś raz jeszcze. Nie spisywałabym tego wątku od razu na straty, zakończenie było dość otwarte.
- Młoda małżonka dowiaduje się, że kocha się w niej najbliższy przyjaciel jej męża. (Wyznaje jej to w bardzo uroczy sposób). Chłopak nie ma żadnych nadziei na to, że ona również się w nim zakocha, ale są Święta, a w Święta mówi się prawdę. Prawda ma moc wyzwalania! Więc mimo iż ta miłość pozostaje niespełniona, to fakt, iż uczucie zostało wyznane, sprawi, że nie będzie ono toksyczne, a po czasie pewnie zaniknie i pozwoli bohaterowi zakochać się w kimś innym, z większą szansą na powodzenie.
- Profesor Trelawney i profesor Snape są małżeństwem już od jakiegoś czasu, mają dwójkę dzieci. Młoda atrakcyjna sekretarka przejawia widoczne zainteresowanie Snapem, a ten niejako to odwzajemnia. W zasadzie do niczego nie dochodzi, oprócz tańca i prezentu bożonarodzeniowego - łańcuszka z serduszkiem. Trelawney dowiaduje się o sprawie, i bardzo ją to boli. Nadal są razem, ale nie wiemy, na ile szczęśliwie. Zakończenie znowu nieco otwarte.
Podsumowując. Rzeczywiście, nie jest to szablonowa komedia romantyczna. I bardzo dobrze, szablonowe komedie romantyczne są do niczego. Jednak mamy tu całkiem sporo szczęśliwych rozwiązań. Na 10 historii szczęśliwe kończy się 7, w 3 mamy zakończenie nieszczęśliwe, ale za to otwarte. Więc wszystko jeszcze może być dobrze. Przyjemne przesłanie. Przyjemne poczucie humoru. Przyjemna ścieżka dźwiękowa. Przyjemny film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz