[Cześć, jeśli chcesz kiedyś przeczytać opisywaną tu książkę Pani na Srebrnym Gaju Lucy Maud Montgomery, to lepiej nie czytaj tego opisu. Zdradzam tu zakończenia wielu wątków poruszanych w powieści.]
Zrobiłam sobie kilkutygodniową przerwę między Pat ze Srebrnego Gaju i Pani na Srebrnym Gaju, drugim, i ostatnim, tomem przygód Patrycji Gardiner. Gdyby nie ta przerwa, to pewnie jeszcze bardziej żałowałabym, że mogłam spędzić w Srebrnym Gaju tak niewiele czasu. Nie wiem, co takiego jest w prozie L. M. Montgomery, że nawet jeśli widzę w niej jakieś mankamenty, coś mi nie odpowiada, coś denerwuje, to i tak jej utwory wciągają mnie niesamowicie. Może dowiem się, co to takiego, czytając dopisane na listę książek do przeczytania biografię i pamiętniki pisarki. A żeby jeszcze zakosztować tego niesamowitego uczucia niemożności oderwania się od książki, dopisałam tam też kilka z tych pozycji pióra Montgomery, których jeszcze nie pochłonęłam.
Pani na Srebrnym Gaju to powieść dużo dojrzalsza niż jej poprzedniczka. Głównie dlatego, że bohaterowie są starsi. Mam tu na myśli przede wszystkim najważniejsze postaci kobiece, jakimi są nie tylko Pat, ale i Elka - tak, to znalezione w kapuście maleństwo, zwane niegdyś przez wszystkich Przylepką. Ale i problemy, z jakimi się borykają, są dużo poważniejsze, dojrzalsze - od kiedy są to ludzie dorośli, Montgomery zsyła na nich kłopoty, z którymi jako dzieci mogliby sobie nie poradzić.
Owszem, mieliśmy tam do czynienia z chociażby śmiercią przyjaciółki czy ciężką chorobą bohaterki, ale odniosłam nieodparte wrażenie, że tutaj jest tego znacznie więcej. Część starszych bohaterów umiera - ale jak ładnie opisana jest śmierć Judysi! Elka wyjeżdża (chociaż tylko na rok czy dwa) do Chin, zostawiając rodzinę. Pat wchodzi w kilka związków, w których brak z jej strony miłości. Niedobór uczucia widać też w niezwykle nieudanym małżeństwie Sida, które niszczy atmosferę w Srebrnym Gaju. Ostatecznie Srebrny Gaj zostaje też zniszczony w sensie dosłownym - ukochane miejsce Pat ginie w pożarze. To wszystko sprawia, że książka jest inna od Pat ze Srebrnego Gaju, ale też inna od cyklu o Ani - tam, o ile się nie mylę, nikt z głównych bohaterów nie zawiera nieudanych małżeństw; o śmierci np. Maryli dowiadujemy się po latach, z małej wzmianki; a jeśli atmosfera w domu rodzinnym bywała nieprzyjemna, to zawsze było to przejściowe, a po burzy słońce świeciło z jeszcze większą mocą. Pani na Srebrnym Gaju wydaje mi się dużo bardziej prawdziwa, mocniej stąpająca po realności.
Owszem, mieliśmy tam do czynienia z chociażby śmiercią przyjaciółki czy ciężką chorobą bohaterki, ale odniosłam nieodparte wrażenie, że tutaj jest tego znacznie więcej. Część starszych bohaterów umiera - ale jak ładnie opisana jest śmierć Judysi! Elka wyjeżdża (chociaż tylko na rok czy dwa) do Chin, zostawiając rodzinę. Pat wchodzi w kilka związków, w których brak z jej strony miłości. Niedobór uczucia widać też w niezwykle nieudanym małżeństwie Sida, które niszczy atmosferę w Srebrnym Gaju. Ostatecznie Srebrny Gaj zostaje też zniszczony w sensie dosłownym - ukochane miejsce Pat ginie w pożarze. To wszystko sprawia, że książka jest inna od Pat ze Srebrnego Gaju, ale też inna od cyklu o Ani - tam, o ile się nie mylę, nikt z głównych bohaterów nie zawiera nieudanych małżeństw; o śmierci np. Maryli dowiadujemy się po latach, z małej wzmianki; a jeśli atmosfera w domu rodzinnym bywała nieprzyjemna, to zawsze było to przejściowe, a po burzy słońce świeciło z jeszcze większą mocą. Pani na Srebrnym Gaju wydaje mi się dużo bardziej prawdziwa, mocniej stąpająca po realności.
Mimo przytoczonych przeze mnie smutnych, przytłaczających wydarzeń, książce tej, jak zawsze u Montgomery, nie brak jasnych aspektów, dozy humoru. Ich nośnikiem jest przede wszystkim niejaki Jozjasz Tillytuck - parobek, który na parę lat stał się prawdziwym członkiem rodziny (bo gdy w Srebrnym Gaju zaczyna dziać się źle, on wyjeżdża). Parę razy Pat wspomina, jak miło było, gdy jako dziecko wierzyła w Zaczarowany Ludek. Zastanawiało mnie, jak mogła stracić wiarę w te magiczne stworzenia, mieszkając pod jednym dachem z prawdziwym krasnalem (lub, jak kto woli, krasnoludkiem)? I z wnuczką czarownicy? Tak, zwłaszcza relacja między Tillytuckiem a Judysią dostarczyła mi dużo powodów do radości. Ich opowieści, powiedzonka, często zgryźliwe komentarze do wydarzeń i postaci naprawdę udały się pani Montgomery.
Osią powieści są perypetie Pat i Elki z kolejnymi adoratorami (aczkolwiek nie dominuje to akcji). Najpierw obie miały wielu wielbicieli, do którego to faktu podchodziły jednak zupełnie inaczej; na koniec znajdują miłości swego życia. Te szczęśliwe zakończenia są dość schematyczne i w ogóle nie zaskakują. Gdy Elka zastanawia się, którego z dwóch dobrych chłopców wybrać, bo wydaje jej się, że kocha obu, ja czuję, że zaraz pojawi się trzeci, który okaże się tym jedynym. I tak też się dzieje, na kolejnej stronie. Co do Pat... Chyba już od poprzedniej części wszyscy wiemy, że w końcu dojdzie do niej, że mężczyzną jej życia jest Szkrab-Hilary, przyjaciel z dzieciństwa. Chociaż udało się pani Montgomery nieźle zamotać. Najpierw Pat odrzuca miłość Hilarego, ale podtrzymują korespondencyjną przyjaźń. Potem dowiaduje się, że ten się zaręczył - i wtedy zamiera wymiana listów między nimi. Pat też się zaręcza - a Hilary przyjeżdża, wyznając, że wcale nie był zaręczony. W tym momencie bałam się, że już nie uda im się tego rozwiązać - ale do akcji wkracza Dawid Kirk, dojrzały narzeczony Pat, i sam zrywa zaręczyny, wiedząc, że jego ukochana woli kogoś innego. Na dodatek, na koniec umiera ten, kto w sercu Pat zajmował zawsze pierwsze miejsce - jej dom, Srebrny Gaj. Mam wrażenie, że dopiero wtedy może ona naprawdę kogoś pokochać, i wychodzi za Hilarego. I życzę im szczęścia, chociaż prawie do końca miałam nadzieję, iż skończy się to ich wspólnym zamieszkaniem w Srebrnym Gaju.
Ta streszczona powyżej końcówka książki wciągnęła mnie tak, jak żadna inna książka ostatnimi czasy. To chyba wystarczająca rekomendacja?
Na koniec mogę jeszcze dodać, iż nawet w powieściach Montgomery prześladuje mnie motyw odmiennych postaw Ewangelicznych Marty i Marii. Gdy Pat Gardiner zastanawia się, do której z nich jest bardziej podobna, ja po prostu wybucham śmiechem. Tego już po prostu za wiele! To prawie jak neverending story: Marianna i jej skradziony rower...
Ta streszczona powyżej końcówka książki wciągnęła mnie tak, jak żadna inna książka ostatnimi czasy. To chyba wystarczająca rekomendacja?
Na koniec mogę jeszcze dodać, iż nawet w powieściach Montgomery prześladuje mnie motyw odmiennych postaw Ewangelicznych Marty i Marii. Gdy Pat Gardiner zastanawia się, do której z nich jest bardziej podobna, ja po prostu wybucham śmiechem. Tego już po prostu za wiele! To prawie jak neverending story: Marianna i jej skradziony rower...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz