Imagine, reż. Andrzej Jakimowski
Najnowszy film Andrzeja Jakimowskiego to co-produkcja polsko-francusko-portugalsko-brytyjska. Tytuł zostawiono po angielsku. Nie do końca rozumiem, dlaczego - coś na zasadzie Wyobraź sobie mogłoby być odpowiednie. Tytuł angielski niewiele mówi i zniechęca osoby, które mogłyby wybrać się na ten film, a są na przykład z nieanglojęzycznego starszego pokolenia. Znając jednak naszych dystrybutorów i ich szalone pomysły dotyczące tłumaczeń tytułów, moglibyśmy otrzymać coś na kształt "Pod słońcem Portugalii" albo "Niewidomi w Lizbonie", co powodowałoby skojarzenia z innymi filmami. Zupełnie niepotrzebnie, bo Imagine to film zupełnie unikalny.
Myślę jednak, że polski reżyser nie pozwoliłby na zmasakrowanie tytułu. W każdym razie, mamy Imagine, co spowodowało, że jak myślę o tym filmie, chodzi mi po głowie piosenka Johna Lennona. Imagine all the peolpe sharing all the world... A film opowiada o tych, którzy części świata nie mogą z nami dzielić. Są niewidomi. Nie zobaczą świata. Mogą go jednak doświadczać na inne sposoby. Próba pokazania w filmie tego, czego nie widać, sprawia, że jest on naprawdę nietypowy.
polskieradio.pl |
Do kliniki dla niewidzących leżącej w Portugalii, w Lizbonie, nad Oceanem Adriatyckim, przyjeżdża nowy nauczyciel, Ian. On też nie widzi. Prowadzi z dziećmi zajęcia, mające nauczyć je orientacji przestrzennej. Jego metody są niekonwencjonalne, zamiast typowej białej laski, do której jesteśmy przyzwyczajeni, używa metod znanych nam raczej z... lekcji biologii na temat zwierząt. Jak nietoperze czy delfiny orientuje się, gdzie są przeszkody po tym, jak odbijają dźwięki, wyczulony słuch i bystrość umysłu pozwalają mu na prawie że normalne postrzeganie świata. Jego metody są kontrowersyjne, często zdarzają mu się różne wypadki, chodzi poobijany i podrapany, jednak - nie poddaje się i żyje po swojemu. Zresztą, kontrowersyjny jest też on sam. Mimo że w filmie w zasadzie naprawdę niewiele się dzieje (zrezygnowano nawet z obowiązkowego wątku miłosnego, został tylko delikatnie zasygnalizowany, i nie wiemy czy się rozwinie czy nie), trudno nawet mówić o fabule czy opowiadanej historii, to jednak widzów szalenie intryguje właśnie tożsamość głównego bohatera. Zdecydowanie jest on postacią niejasną, nie wiadomo, czy można mu zaufać, i sądzimy tak zarówno my, jak i pozostałe postaci z filmu. I do samego końca filmu kwestia ta nie zostaje wyjaśniona.
Film jest najzwyczajniej w świecie ładny estetycznie. No, wiadomo, Portugalia, ciepłe klimaty, ładne okolice. Twórcom udało się uciec od sztampowego sposobu pokazywania urokliwego miasta - nie mamy tu chyba wcale żadnych typowych, widokówkowych obrazeczków. Większość filmu dzieje się w zamkniętym ośrodku dla niewidomych, w byłym klasztorze, odgrodzonym od reszty świata murem. Bardzo symbolicznie. Za murem - niebezpieczny świat, gdzie na każdym kroku na niedowidzącego czyhają najróżniejsze pułapki. Ale jednak - świat, prawdziwe życie. To, które postuluje Ian. W ośrodku natomiast - bezpieczne, pozbawione przeszkód podwórze, puste korytarze, personel gotowy na to, by w każdej chwili odciągnąć podopiecznego, jeśli zbyt blisko podejdzie do klombu z różami, których kolcami można się poranić. Brak samodzielności. Dzieciaki, którymi zajmuje się Ian, chętnie odkryłyby to, co znajduje się poza murem. Grają je (świetnie!) rzeczywiście niewidomi młodzi aktorzy. Wielokrotnie pokazane są ich niepatrzące oczy. Tak, jak mogłoby to zostać sfilmowane w reportażu czy dokumencie o ośrodku dla niewidomych. W jakiś dziwny sposób sprawia to, że ufam twórcom filmu, wierzę w historię, do której zaangażowali osoby mogące być bohaterami takiej opowieści.
Ciepły, ale nie przesłodzony film, podejmujący ważny temat niepełnosprawności, ale bez grzebania w mrocznych zakątkach ludzkich dusz i beznadziei tego świata. Z humorem, ale nie prześmiewczo. Ładny wizualnie, ale i ścieżka dźwiękowa zasługuje na uznanie. Razem z bohaterami wsłuchujemy się w dźwięki otaczającego świata, próbując odgadnąć, jak daleko jest nadjeżdżający samochód, i co oznaczają stuki dochodzące z podwórza. Mimo iż widzimy, sami zaczynamy zwracać uwagę na dźwięki, czego dowód miałam tuż po wyjściu z kina. Wróciłam do domu i nie mogłam znaleźć kluczy. Zamiast patrzeć do torby, potrząsnęłam nią - a słysząc znajomy metaliczny odgłos, mogłam odetchnąć z ulgą, i aż się zdziwiłam, że zaczęłam stosować metody Iana we własnym życiu. Film polecam. Chyba że jesteście wielkimi fanami kina pełnego akcji, a sceny bez wybuchów uważacie za zmarnowane - to wtedy możecie sobie odpuścić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz