I: spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego;
II: partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.

wtorek, 2 kwietnia 2013

reżyserski szlif - Django i Życie Pi

Dwa filmy nominowane w tym roku do Oscarów, w tym do tego najważniejszego, za najlepszy film. Żaden z nich akurat tej statuetki nie dostał, ale nagrodzono je w innych kategoriach, chociażby "najlepszy reżyser" oraz "najlepszy scenariusz adaptowany", a scenarzysta był także reżyserem, więc no. Ponieważ nieco się zaplątałam, wyjawię teraz bez ogródek, że w tym akapicie zmierzam do tego, aby stwierdzić, iż oba filmy - Django i Życie Pi - są takie bardzo reżyserskie. W stylu swoich reżyserów. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie.

Django, reż. Quentin Tarantino

Django przede wszystkim mogę powiedzieć, że to taki bardzo tarantinowski film. Krew się leje (aż na pierwsze rzędy, w oba płuca dostał osiem kul), i nie wiem dlaczego tak bardzo mnie to bawi. Bohaterowie są po tarantinowsku pewni siebie, wyraziści, może nawet - przerysowani, co jednak w ogóle mi nie przeszkadza, bo daje tyle fantastycznych możliwości gagowych! Teksty, riposty, miny, sytuacje... W tym Tarantino jest mistrzem. My tutaj do dziś używamy bardzo często słów Brada Pitta z Bękartów wojny "I guess not", z charakterystycznym akcentem i wygięciem ust, chociaż chyba ten moment filmu nie został dostrzeżony przez szerszą publiczność - nie mogę go nigdzie w internecie odnaleźć (- We simply aren't operating on the level of mutual respect I assumed... - No, I guess not.), no i wystarczy przejrzeć kwejki i inne 9gagi, żeby się przekonać, jak silnie memotwórcze są filmy Quentina Tarantino. Swego czasu mieliśmy mnóstwo komixxów z Pulp Fiction czy właśnie z Pittem i Waltzem, a ostatnio tryumfy świecił Leonardo Di Caprio. 
http://gifrific.com/Nie nie, to w ręku to na pewno nie Oscar.
No tak, Di Caprio Oscara nie dostał, i nawet nie był nominowany, a cały internet się z niego śmieje, ale to tak z sympatią, no! Statuetkę otrzymał natomiast, znowu, Christoph Waltz. I tutaj dziwi mnie werdykt akademii - o ile jako SS-man Landa był FE-NO-ME-NAL-NY, to tutaj mnie nie zachwycił aż tak. W każdym razie, prowadzony przez Tarantino Waltz daje radę, i mam nadzieję, że panowie nadal będą współpracować. Mam też nadzieję, że kolejne filmy nie będą aż tak rozwlekłe... Bo ten był, oj zdecydowanie. Odniosłam wrażenie, że Tarantino zachłysnął się nieco swoim tarantinonizmem i nie wiedział, kiedy i jak skończyć. Końcówka, mimo agresywnych strzelaninek, ciągnęła się niemiłosiernie, i choć na początku byłam bardzo wciągnięta, to potem już mnie nie obchodziło, kto z nich zginie, a kto przeżyje, bo byłam najzwyczajniej w świecie znużona. Gentelman, you had had my curiosity, but then I was just bored.

Życie Pi, reż. Ang Lee

Życie Pi natomiast dołączę do niezwykle krótkiej listy filmów, które są lepsze niż książka, na podstawie której powstały (chyba na razie mam na niej przede wszystkim Dziennik Bridget Jones, bo film był zabawny, a książka przede wszystkim żenująca, no i Harry'ego Pottera i Więźnia Azkabanu, bo w filmie był Gary Oldman, a w książce nie - świetny tekst, niestety nie mój). Książka o tym, jak chłopak przepłynął ocean na łódce z tygrysem bardzo mnie te parę lat temu znudziła, choć historia jest rzeczywiście niesamowita. I choć nie pamiętam, czego w niej brakowało, to mam wrażenie, że to sprawna ręka reżysera Anga Lee potrafiła zrobić z niej tak uroczy film (bo jego Rozważna i romantyczna to świetny film, a i Hulk mi się podobał, nie tylko z powodu Erica Bany. Może się kiedyś skuszę nawet na Tajemnicę Brokeback Mountain...) Uroczy to dobre słowo. Chwilami zabawna, ciekawie skonstruowana, o przyjaźni, o człowieczeństwie, o walce ze sobą i z naturą, no i magicznie piękna wizualnie. Ach ta grafika komputerowa, ach te dzisiejsze możliwości! I na szczęście, oglądając w 2D, w ogóle nie odczułam, że film jest chyba przede wszystkim przeznaczony do oglądania w trzech wymiarach. A to się chwali.
I mimo że urocza, to wcale nie przesłodzona! A to za sprawą drugiej, alternatywnej wersji historii, którą poznajemy pod koniec filmu (i która, choć tylko opowiadana przez młodego aktora, robi ogromne wrażenie! Bo liczą się nie tylko sztormy, świecące ryby i ogromne tygrysy.), a film pozostawia nas z pytaniami... Po pierwsze, która wersja jest prawdziwa? (A którą wolisz?) I po drugie: jak oni to wszystko kurka zrobili?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz